Pod koniec września obywatel Ukrainy został zatrzymany przez polskie służby na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) wystawionego przez Niemcy. Tamtejszy wymiar sprawiedliwości zarzuca mu udział w wysadzeniu nitek gazociągów Nord Stream na dnie Bałtyku.
Jak się okazuje, pomoc polskiego państwa dla Niemiec była szersza. Prokuratura zrealizowała, zgodnie z prośbą zachodnich sąsiadów, Europejski Nakaz Dochodzeniowy (END). To wniosek o wykonanie konkretnych czynności dowodowych, takich jak przesłuchanie świadka, pozyskanie dokumentów czy zabezpieczenie śladów, które znajdują się w innym kraju UE.
Rola ABW w przeszukaniu
Do przeszukania miejsca zamieszkania Wołodymyra Żurawlowa doszło w 2024 roku, gdy poszukiwanego nie było go w domu. Uczestniczyło w nim ponad 20 osób. Byli obecni m.in. funkcjonariusze ABW, przedstawiciele niemieckich służb, polskiej prokuratury oraz tłumacze.
Mec. Tymoteusz Paprocki zaskarżył na piśmie czynności prokuratury ws. przeszukania. Jak się okazuje, zażalenie nie zostało uwzględnione.
Decyzję podjął wydział karny Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów 25 lipca. Dotarliśmy do szczegółów sprawy.
Polska prokuratura zrealizowała pomoc prawną na prośbę Niemiec. Na jakiej zasadzie? Przytaczamy oficjalne stanowisko przesłane nam przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie:
Zażalenie i decyzja sądu
Adwokat argumentował w zażaleniu, że po czynności przeszukania z 26 czerwca zaniechano zwrotu rzeczy znalezionych w jego trakcie. Jak dowodził, przeszukanie nastąpiło bez uprzedniego polecenia sądu lub prokuratora, a w terminie siedmiu dni nie nastąpiło zatwierdzenie zatrzymania rzeczy przez odpowiedni organ.
Ponadto adwokat zarzucił naruszenie art. 227 kpk. poprzez dokonanie przez funkcjonariuszy ABW czynności przeszukania „z naruszeniem godności” obecnej na miejscu żony Żurawlowa. Na czym polegało? Otóż w jego trakcie byli obecni tłumacze z języka rosyjskiego, a nie ukraińskiego. Używanie tego języka – według pełnomocnika – stanowiło dla obywatelki Ukrainy „czynność naruszającą jej godność”.
Za obrazę adwokat uznał też wyrażenie zgody na dopuszczenie do czynności w roli obserwatorów aż 5 osób – obywateli Niemiec wraz z tłumaczem, co miało wywołać stres przebywających na terenie przeszukiwanej posesji dzieci.
W trakcie wykonano 34 zdjęcia z telefonu należącego do żony Żurawlowa, mimo że nie został on ujęty w spisie zatrzymanych rzeczy. Skarżący wnieśli o nakazanie ich zwrotu, a także o usunięcie kopii i zwrot zdjęć aparatu. Bezskutecznie. Rzeczy nie są oddane. Zostały przekazane stronie niemieckiej, które prowadzi dalsze postępowanie. Są włączone do materiału dowodowego.
Sąd odrzucił zażalenie. Wskazał, że przy zastosowaniu END stosuje się przepisy polskiego prawa. Jak uznał sąd, w sprawie zarekwirowanych sprzętów niewymienionych w postanowieniu, takich jak butla do nurkowania czy screeny z telefonu żony Żurawlowa, należało - zgodnie z art. 230 par 1 kpk - wydać postanowienie o ich zatrzymaniu. Tak jednak się nie stało. Ale dla wymiaru sprawiedliwości nie było to wystarczające dla uznania zażalenia. Zdaniem sądu to strona niemiecka „była gospodarzem postępowania” i – jak uznał – „należy uczynić zadość wnioskom organu wydającego END”.
Sąd ocenił – i tu pojawia się bardzo ciekawe uzasadnienie - że przedmiot niemieckiego postępowania „jest na tyle poważny i brzemienny w skutki”, że konieczne jest „nadanie prymatu wydanemu END, mimo niedochowania przez polski organ prowadzący postępowanie formalności związanych z zatrzymaniem rzeczy w toku przeszukania”.
Według sądu – prokurator ustnie wyraził żądanie zatrzymanie dodatkowych przedmiotów. Ma to być udokumentowane w protokole z czynności przeszukania.
W opinii sądu, zatrzymane przez ABW przedmioty zostały w prawidłowy sposób. Za „chybione” uznał zarzuty dotyczące niezachowania braku umiaru i nieposzanowania godności w trakcie przeszukania. Według sądu, obecność rosyjskiego tłumacza „mogła nie być komfortowa” dla żony Żurawlowa, ale była w stanie dzięki niemu skomunikować się z funkcjonariuszami.
Tymoteusz Paprocki 8 października, na antenie Telewizji Republika mówił o swoich wątpliwościach dotyczących przeszukania miejsca zamieszkania swojego klienta.
Wskazał, że strona niemiecka pierwotnie zażądała jedynie sprzętów teleinformatycznych, takich jak telefon czy komputer. Ostatecznie zabrano także m.in. sprzęt nurkowy i narzędzia, które służyły do prowadzenia prac w ramach działalności gospodarczej. - Zgodnie z postanowieniem prokuratury na te dodatkowe rzeczy (zabezpieczenie ich - red.) pierwotnie zgody nie było - wyjaśnił mec. Paprocki.
Adwokat wskazał, że prokuratura mogła w późniejszym czasie zezwolić na zatrzymanie tych rzeczy, ale w terminie nieprzekraczającym 7 dni, co nie nastąpiło. Nie wydano formalnego postanowienia o zatwierdzeniu tego przeszukania zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego– tłumaczył mecenas.