Raper Cypis ma prawo śpiewać, o czym chce, również wulgarnie o PiS, a młodzież może słuchać, czego chce. Natomiast kiedy udają zbuntowanych nastolatków i śpiewają jego utwór na „Campusie” ministrowie w garniturach, którzy tak nieudolnie rządzą państwem, że wszystko drożeje, padają firmy, a CPK nie powstaje, bo nie podoba się Niemcom – to jest to zwyczajnie słabe. Dlatego uważam, że osiem gwiazdek zdechło, a narodziło się „Nie bać Tuska”. To teraz bunt, za który spisuje podległa Tuskowi policja.
Major Waldemar Fydrych z Pomarańczowej Alternatywy, która w latach 80. zabiła śmiechem komunizm, powiedział w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika, że gdy chodzi o poglądy, to jest anarchistą, ale teraz jego anarchizm będzie uderzać w reżim Tuska. Bo choć nie we wszystkim był zwolennikiem poprzedniej władzy, to Tusk wprowadza w życie prawdziwy totalitaryzm. Fydrych, buddysta i hipis, wystąpił w obronie księdza Michała Olszewskiego, stwierdzając, że gdy on sam trafił do więzienia pod koniec rządów Jaruzelskiego, to chociaż nie utrudniano mu kontaktu z adwokatem, jak księdzu Michałowi. I nikt nie kazał mu załatwiać się do butelki.
Hasło „J…ć PiS” wylansowała obecna władza, gdy była opozycją. Bardzo długo nie udawało jej się zachęcić młodzieży do buntu przeciwko PiS, w latach 2015–2020 na jej manifestacje przychodzili niemal sami emeryci, i to często w futrach, z czego żartował Kabaret Moralnego Niepokoju. Te futra były dowodem, że nie byli to zwykli emeryci, a tacy, którzy zawdzięczali wysokie emerytury temu, że bili pałą albo zamykali do więzienia swoich rówieśników, którym nie podobał się komunizm. Młodzież udało się jej wyciągnąć na ulicę po pięciu latach rządów PiS, w 2020 roku, w ramach tzw. strajku kobiet.
Owa opozycja nie potrafiła stworzyć żadnej własnej protestacyjnej pieśni, tylko same smęty dla emerytów lub nawiedzonych feministek. Piosenka Cypisa stała się hymnem protestów zdaje się ku zaskoczeniu samego Cypisa, który po prostu stworzył kolejny prowokujący wulgaryzmami kawałek, tym razem nie o seksie w autobusie czy posiadaniu pięciu gram koksu. Miał on pewną moc energetyczną dla młodzieży, która raczej niechcący pomogła starym dziadom z PO oraz emerytom od lania pałami dorwać się do kasy i wpływów.
Gdy 13 grudnia 2023 roku PiS stracił władzę, osiem gwiazdek błyskawicznie straciło dla młodzieży urok. 7 kwietnia 2024 roku odbyły się wybory samorządowe. PiS wśród młodzieży niemal dogonił KO, wynik był 24:21. W moim Poznaniu większość młodzieży zwyczajnie nie poszła głosować, co było powodem lamentów Magdaleny Środy. Prezydent Jaśkowiak z PO ze swoimi remontami był dla niej synonimem obciachu, a PiS dopiero co obaliła, więc głosować na kandydata tej partii nie wypadało.
Co więcej, sondaż z ubiegłego tygodnia pokazał, że urok straciła też niechęć do Kościoła, a młodzież ma do niego podejście podobne, co statystyczny obywatel. Według sondażu mającego uzasadnić walkę rządu z Kościołem, za religią w szkole miało opowiadać się 32 proc. Polaków, a gdy chodzi o wyborców do 24. roku życia – 30 proc., czyli różnica na granicy błędu statystycznego.
Największym protestem z udziałem młodych ludzi były w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy manifestacje rolników. Ta demonstracja była zdominowana przez 20-, 30-latków, których dziesiątki tysięcy poszło na blokady. Ci, którzy pojechali do Warszawy, dostali od Tuska pałą i gazem. Reszta została przez niego olana, nie było żadnej odpowiedzi na ich postulaty dotyczące w szczególności Zielonego Ładu.
Jednym słowem twarde fakty liczby wskazują, że zjawisko pod tytułem „J…ć PiS” zanikło wraz z utratą władzy przez tę partię, a nowa władza przyczyniła się mocno do tempa tego zaniku, niszcząc inwestycje takie jak CPK, na których zyskać miało przede wszystkim młode pokolenie, i doprowadzając do zubożenia Polaków, w którym wyjazdy do Niemiec na szparagi są realną pespektywą.
Tymczasem w czasie „Campusu” Trzaskowskiego liderzy PO Sławomir Nitras i Adam Szłapka oraz działacze młodzieżówki tej partii postanowili wykrzykiwać te same wulgarne teksty, jakby to PiS był u władzy. Nie rozumiejąc, że teraz demonstrują nim oderwanie zblazowanej „Warszawki”, która dorwała się do wielkiej kasy, od reszty obywateli, w tym również młodzieży.
Gdy na poznańskiej manifestacji, jakie co wtorek o 20 odbywają się pod siedzibą PO, rzuciłem hasło „Nie bać Tuska!”, błyskawicznie filmiki z niej obejrzały w mediach społecznościowych miliony internautów, uznając je za zabawne. Nie dość, że dowalają Tuskowi, to jeszcze nie można nic im zarzucić – komentowali żart młodzi ludzie.
To nawiązanie do buntu i happeningu, będących częścią polskiej tradycji. Hasło wyśpiewywane przez Cypisa nigdy mnie nie gorszyło ani nie oburzało, jestem stary kibol, mam z Cypisem paru wspólnych znajomych (pewien zespół z Poznania). Jedyny zarzut to łopatologia, brak polotu, co rzecz jasna zakazane nie jest. Tymczasem polska tradycja buntu to Pomarańczowa Alternatywa malująca na zamalowanych przez milicjantów napisach krasnoludki, moja Akcja Alternatywna Naszość zwijana do radiowozów za przyjście na wiec partii rządzącej w przebraniu jelenia (bo nas zrobili w jeleni) czy współczesna Pyta.pl Jaoka, trollująca różne manifestacje.
Wygłupione miny zwolenników PO oglądających ludzi krzyczących „Nie bać Tuska!” oraz widok olsztyńskiej policji spisującej manifestantów w obronie czci Tuska – to były fajne scenki. Ale choć forma jest ważna, to nie najważniejsza.
Co jest najważniejsze? Marian Hemar, mój ulubiony satyryk XX wieku, pisał do „satyryków” usłużnych wobec komunistycznej władzy: „Gdy mój wiersz rwie z kopyta/ A wasz na pysk pada –/ To nie moja zasługa/ Ani wasza wada,/ Gdy mój wiersz wasze wiersze/ W puch i proch rozpieprza/ Ja nie lepszy poeta/ Moja sprawa lepsza”.
No więc tak. Liczyliśmy, że zostawimy naszym dzieciom Polskę, w której nie będzie powtarzał się już tragizm naszych dziejów. Że nie będzie trzeba walczyć na barykadach, a budować silną Polskę w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i państwami Międzymorza. Po prawdzie, to gdyby w 2023 roku PiS utrzymał władzę, to taką Polskę, gdy chodzi o idee, musielibyśmy dopiero wymyślić. Bo po prostu bardzo dawno takiej nie było.
Nie udało się, więc musimy wymyślić tylko nową formę, a nie treść. Jest oczywiste, że jak chodzi o treść, wracamy do Mickiewicza, Słowackiego, do Sprzysiężenia Podchorążych, na Jasną Górę ojca Kordeckiego, do legionów Piłsudskiego, do Stoczni Gdańskiej itp., a niejeden Kmicic przemienić się musi w Babinicza.
Mamy do wygrania lub przegrania Polskę. Mamy do wygrania lub przegrania niepodległość. Mamy do wygrania lub przegrania to, za co ginęli powstańcy warszawscy czy młodzi żołnierze od Andersa pod Monte Cassino i młodzi od Maczka pod Falaise, a potem górnicy z kopalni Wujek. To jest ustawienie spraw we właściwych proporcjach. Tusk zabraniając uczenia w szkołach prawdziwej historii Polski, sam wybrał to pole konfrontacji. Super, podejmujemy rękawicę.
To nie jest starcie konserwatystów, liberałów i lewicowców. Te spory dzieją się w tle. To jest starcie o to, czy będziemy niepodległym narodem. Każdy, kto jest za, jest naszym sprzymierzeńcem. Kluczowym zadaniem jest teraz odróżnianie wrogów Polski od ludzi, z którymi różnimy się w poglądach. Musimy byś jak najbardziej otwarci na uczciwych, ideowych lewicowców. Dyskutować z nimi, spotykać się, kolegować, żartować.
I być całkowicie zamknięci na ludzi służących Niemcom, Rosji i postkomunistycznej oligarchii. Trzymać zimny dystans, zwalczać, nie wdawać się w dyskusję. Umiejętność odróżniania jednych od drugich jest sprawą kluczową, najważniejszą, a niestety u nas najczęściej kompletnie leży.
Na koniec: nam jest bardziej do twarzy z ulicznymi protestami niż tamtym. Nie tylko dlatego, że nie nosimy futer. Nasze życiorysy są buntownicze, nikogo nie laliśmy pałami i nie wsadzaliśmy do więzień. Niech nas nie deprymuje, że na razie na protestach dominują „dziadki”, bo jeśli będziemy działać z poczuciem humoru, z czasem to się zmieni. Doceniajmy tych młodych niezależnie myślących, których mamy, to za nimi przyjdą inni.
Wadą polityków naszego obozu jest to, że wielu z nich nie rozumie mechanizmu, w jaki sposób rodzi się bunt przeciwko władzy. Przede wszystkim nie doceniają siły protestów NIEMAJĄCYCH poparcia większości społeczeństwa. Za poprzedniego Tuska w 2011 roku doszło do protestów kibiców piłkarskich, których nie popierała większość Polaków. Ale w 2012 roku wybuchły manifestacje przeciwko ACTA, które chciał przejąć Janusz Palikot. Poniósł klęskę, która skończyła się jego zniknięciem z polityki. Bo mające poparcie większości Polaków protesty przeciwko ACTA posługiwały się językiem, estetyką protestów kibicowskich. Co wykluczało ich przejęcie przez lewaków. I po nich ta władza była już pozamiatana, mogła tylko wegetować.
Podobnie poparcia większości Polaków nie miały protesty przeciwko nielegalnemu przejęciu TVP, a nawet – jeśli wierzyć sondażom – te w obronie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Tyle że ich język i estetyka wpłynęły na kształt protestów rolników, mających już poparcie większości Polaków.
Adam Bodnar dlatego zrezygnował z zatrzymywania polityków PiS tuż przed wyborami europejskimi, bo z nieujawnianych badań przeprowadzonych na zlecenie PO wynikało, że protesty przeciwko aresztowaniu Kamińskiego i Wąsika zmobilizowały wyborców PiS przed wyborami samorządowymi.
Jest oczywiste, że któraś ze spraw, przeciwko którym protestujemy, w końcu ruszy większość Polaków, w tym młodzież, na skalę protestów przeciwko ACTA. Tylko nie wiemy kiedy. Wiemy, że opresyjność systemu, represje wymyślone przez „nadpremiera” Klausa Bachmanna z finezją charakterystyczną dla jego narodu tylko ten protest przyśpieszą. Bo z pewnością Niemcom nie przyszłoby do głowy, że można: Nie bać Tuska.