Decyzja Komisji Finansów Publicznych o redukcji wydatków w sądach o 165 mln złotych – w tym ponad 94 mln złotych na fundusz wynagrodzeń – obnaża bolesną prawdę o stanie publicznych finansów oraz ujawnia stosunek obecnej władzy politycznej w Polsce do tak istotnej sfery działania państwa, jak wymiar sprawiedliwości.
Biorąc pod uwagę, iż nie jest tajemnicą fakt zadłużania państwa na około miliard złotych dziennie – obniżenie rocznego budżetu sądownictwa o kwotę ledwie 165 milionów złotych dowodzi, że poszukuje się nawet tak drobnych – w skali sumarycznych wydatków publicznych – oszczędności. Ucierpią na tym urzędnicy sądowi, kuratorzy sądowi, asystenci sędziów oraz specjaliści Opiniodawczych Zespołów Specjalistów Sądowych, zaś w szerszej perspektywie – strony postępowań.
Pracownicy sądów nie uzyskają realnych podwyżek płac i to w perspektywie progresji kosztów utrzymania gospodarstw domowych. Tymczasem to ich pracą stoją sądy, gdyż decyzje procesowe sędziów wymagają wsparcia całego rozbudowanego aparatu: tak administracyjnego (urzędnicy sądowi), jak i merytorycznego (kuratorzy, specjaliści OZSS i asystenci sędziów).
Nie będzie szczególną trudnością przewidzenie skutków takich działań: wykwalifikowana kadra poszuka lepiej płatnych miejsc pracy – zwłaszcza w dużych ośrodkach, gdzie obciążenie obowiązkami zawodowymi jest największe, a wynikające z puchniejących referatów sędziów. Adam Bodnar i Waldemar Żurek nie inicjują od dwóch lat konkursów na stale przecież zwalniające się sędziowskie stanowiska (stany spoczynku, zgony) w imię ideologicznej oraz politycznej walki z Krajową Radą Sądownictwa.
Skali tragedii dopełnia bezprecedensowy pogrom w marcu tego roku egzaminowanych absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury – nie zdała niemal trzecia część aplikantów, którzy w efekcie nie zasilili najmocniej obciążonych sądów rejonowych. Wedle szacunkowych rachub wolnych pozostaje około 15% etatów sędziowsko – asesorskich, co jest sytuacją dramatyczną. Wpływ obciąża mniejszą liczbę coraz starszych sędziów, co przekłada się na odległe terminy rozpraw oraz wydłużające się oczekiwanie na rozpoznanie sprawy. Nie jest już niecodzienną sytuacją taka, w której sędzia nie posiada swego sekretarza, a jego zarządzeń po prostu nie ma komu na bieżąco wykonać. Znane są sądy o takiej rotacji kadry urzędniczej, że za doświadczonego pracownika uchodzi taki, który posiada staż … półroczny.
W tych okolicznościach między bajki z mchu i paproci należy włożyć oficjalne komunikaty propagandowe o znakomitych wynikach polskiej gospodarki – gdyby tak bowiem było, to nie doszłoby do omawianej decyzji Komisji Finansów Publicznych. Stanowcza reakcja spotkała na platformie X wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchę, który w ubiegłym tygodniu twierdził, iż „Polska gospodarka pnie się w górę!” (co nota bene jest pleonazmem – piąć można się tylko w górę). Sieć obiegły komentarze kwestionujące urzędowy entuzjazm wiceministra sprawiedliwości, a powołujące właśnie ww. przesunięcia budżetowe. Przypomniano także, iż Ministerstwo Sprawiedliwości powinno bronić własnych pracowników – co z kolei uruchomiło reminiscencje w okresu rządów poprzedniej większości parlamentarnej.
Otóż zwrócono uwagę, że wówczas Waldemar Żurek tj. obecny szef resortu sprawiedliwości – w tamtym okresie jako sędzia – ochoczo i aktywnie twierdził, iż popiera żądania pracowników sądów; tymczasem dziś – argumentowano – gdy ma realną władzę polityczną – takiego wspomożenia nie udzielił. W efekcie w poście Stowarzyszenia Prawników dla Polski postawę taką oceniono w kategoriach koniunkturalizmu.
W zaprezentowanej sytuacji bulwersującym jest to, że z pieniędzy podatnika wydatkuje się ciężkie miliony złotych na nikomu niepotrzebne komisje kodyfikacyjne – jak choćby ta, której przewodniczy były szef Iustitii, sędzia Krystian Markiewicz, a która wsławiła się co najmniej dwoma kompromitującymi projektami ustaw z zakresu tak zwanego przywracania praworządności (w tym jednym dosłownie zmasakrowanym przez przychylną poprzedniemu ministrowi sprawiedliwości Komisję Wenecką).
Co więcej – demoralizująco oraz demobilizująco na nieorzeczniczych pracowników sądów wpływają co rusz pojawiające się informacje o organizacji iście bizantyjskich szkoleń oraz innego rodzaju wydarzeń dla sędziów niektórych okręgów – na przykład w pięciogwiazdkowych hotelach. Nie dość na tym – przed dwoma tygodniami ujawniono projekt nowelizacji rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości o świadczeniach sędziów, delegowanych poza stałe miejsce pełnienia służby. Przewiduje się w nim zarówno zakwaterowanie nieodpłatne, jak i wysokie zwroty kosztów zamieszkania. Tak samo projektuje się – w nowelizacji innego rozporządzenia ministra sprawiedliwości – wysokie stawki dla członków zespołów konkursowych, zespołów egzaminacyjnych, komisji konkursowych i komisji egzaminacyjnych w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury – z której nota bene wyeliminowano z kadry dydaktycznej wysoko ocenianych sędziów tylko dlatego, że wzięli udział w konkursach przez Krajową Radą Sądownictwa po roku 2017.
W tych realiach doszło do sytuacji paradoksalnej – przeciwko cięciom finansowym w sądach ramię w ramię zaprotestowały NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa i Prokuratury oraz … stowarzyszenie Iustitia, z którego wywodzi się przecież obecny minister sprawiedliwości.