Prokuratura wszczęła śledztwo ws. oszustw, których miał dopuścić się poznański społecznik twierdzący, że zostanie ambasadorem RP w Egipcie. Według publikacji "Głosu Wielkopolskiego" mężczyzna miał dzięki temu pożyczyć od wielu osób łącznie 2,5 mln zł.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Łukasz Wawrzyniak przekazał Polskiej Agencji Prasowej, że po zawiadomieniu złożonym przez trzy osoby w poniedziałek wszczęto śledztwo w sprawie oszustwa w stosunku do mienia znacznej wartości. "Dotyczy ono udzielania różnych pożyczek na różnego rodzaju inwestycje, m.in. zakupu pomarańczy do wyciskania soku. Te wszystkie okoliczności są weryfikowane w tej chwili" – powiedział prokurator.
Dodał, że poszkodowani mieli stracić ponad 200 tys. zł, ale na razie nie oszacowano dokładnej kwoty. "Przesłuchano pokrzywdzonych, w dalszej kolejności będziemy musieli zweryfikować to, co do tej pory udało się ustalić prokuratorowi" – zaznaczył.
Według piątkowej i poniedziałkowej publikacji "Głosu Wielkopolskiego" społecznik, który w przeszłości był m.in. radnym jednego z poznańskich osiedli, a obecnie jest wiceprezydentem Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, miał pożyczyć od kilku osób łącznie ok. 2,5 mln zł i większości długów nie uregulować.
Uwiarygadniając się przed pożyczkodawcami mężczyzna miał twierdzić m.in., że zostanie ambasadorem RP w Egipcie. "Trochę mi wstyd. Jedni dają się nabrać 'na wnuczka' my zostaliśmy wkręceni 'na ambasadora'. Nie sądziłam, że jako dorosła osoba tak dam się podejść" – powiedziała zacytowana w publikacji "Głosu" kobieta, która pożyczyła mężczyźnie pieniądze.
Poprosił o pożyczkę na zakup złota z Sudanu, które, jak twierdził, jako ambasador będzie przewoził w bagażu dyplomatycznym. Podobno robił to już nie raz na swoim paszporcie dyplomatycznym. Dałem mu pierwsze pieniądze na te afrykańskie przedsięwzięcia, obiecywał zyski. Częściowo wypłacał pieniądze, uwiarygadniając się przez to
– powiedział dziennikarzowi "Głosu" jeden z pożyczkodawców.
Dodał, że za pośrednictwem gdańskiej spółki mężczyzna miał także sprowadzać do Polski pomarańcze, z których sok "będzie wyciskany na stacjach Lotosu". "Teraz sądzę, że robił to, by się uwiarygodnić, a oddawał z pożyczek od kolejnych naiwnych. Łącznie pożyczyłem mu 1,5 mln złotych, z czego na początku oddał 358 tys. zł" – zacytował "Głos" przedsiębiorcę, który chciał prowadzić ze społecznikiem wspólne interesy.
Twierdził, że pomarańcze nie wyszły na oczekiwanym poziomie i zainwestował bez naszej wiedzy oraz zgody w złoto w Sudanie, ale przez wybuch rewolucji nie jest w stanie ich odzyskać
- opisał dziennikarzom jeden z biznesmenów.
Cytowani w publikacji przedsiębiorcy podkreślali, że mężczyzna sprawiał wrażenie człowieka z wieloma koneksjami, specjalisty ds. afrykańskich. "Wskazywał, że będzie przedstawicielem Unii Europejskiej w Sudanie w randze ambasadora. Z jego Facebooka wynikało też, że ma wielu znanych znajomych" – podkreślił kolejny pożyczkodawca zacytowany przez "Głos". Mężczyzna miał chwalić się posiadaniem karty wjazdowej do Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk powiedział w poniedziałek, że mężczyzna, którego dotyczą ostatnie materiały prasowe "nie był nigdy pracownikiem MSZ, nie był też rozważany przez ministerstwo na żadne funkcje dyplomatyczne, konsularne czy ambasadorskie".
Jedyna rzecz, która rzeczywiście miała miejsce to było wskazanie władz Sudanu, że rozważają jego kandydaturę na konsula honorowego. Ostatecznie nigdy nie doszło to do skutku
– powiedział Szynkowski vel Sęk.
Za oszustwo, w przypadku mienia znacznej wartości, zgodnie z kodeksem karnym grozi do 10 lat więzienia.