Wkrótce okaże się, czy po tekście tygodnika „Polityka” - dawnego organu PZPR - będzie prokuratorskie śledztwo w sprawie możliwości ujawnienia informacji niejawnych dotyczących Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po publikacji gazety złożono dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa
Chodzi o artykuł „Łańcuszek Antoniego” opublikowany pod koniec lutego w tygodniku „Polityka”.
Oba zawiadomienia dotyczące tego tekstu złożył do Prokuratury Okręgowej w Warszawie były szef SKW, Piotr Bączek. Jedno z nich dotyczy popełnienia przestępstwa zniesławienia go, drugie odnosi się do uzasadnionego podejrzenia przestępstwa ujawnienia informacji niejawnych, a może okazać się, że i informacji ściśle tajnych.
Autor publikacji tygodnika stawia bardzo mocne tezy. Z dowodami jest już inaczej.
„W SWW i SKW aż roi się od ludzi Macierewicza, mających na sumieniu różne grzechy, w profesjonalnych służbach dyskwalifikujące” - oskarża byłe kierownictwo MON i SKW autor spornej publikacji, red. Grzegorz Rzeczkowski. Nie skontaktował się przy pracy nad tekstem z opisywanym przez siebie byłym szefem SKW ani innymi bohaterami jego tekstu.
Właśnie były szef tej służby, Piotr Bączek, wyjaśnia nam powody zaalarmowania organów ścigania.
- Ponad dwa lata stałem na czele SKW. W mojej ocenie, w tekście gazety ukazały się dane, które były informacjami niejawnymi. Ale to szef SKW jest dysponentem wszystkich informacji wewnątrz tej służby i to on może zweryfikować, czy były one tajne poufne, zastrzeżone czy ściśle tajne i to od jego oceny będzie zależało jaka będzie kwalifikacja tego czynu
– mówił w rozmowie z portalem niezalezna.pl Piotr Bączek.
Wskazał, że tekst zawierał informacje dotyczące oficerów SKW - osób, które nie pełnią funkcji publicznych. Była mowa o tym, czym się zajmują, jakie pełnią zadania i do jakich funkcji awansowali. Szczegóły takie, jak podkreśla Piotr Bączek, nie powinny być publikowane.
Autor artykułu powołuje się też na rzekome zdarzenie, do którego miało dojść w SKW. Chodzi o przydzielenie rekompensaty ok. miliona złotych dla jednego z oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
- Ta sprawa była już wielokrotnie dementowana zarówno przez obecne kierownictwo SKW, jak i przeze mnie. Artykuł na ten temat ukazał się w maju ub. roku. Od razu to zdementowałem. SKW też opublikowało sprostowanie do tego tekstu
– przekonywał były szef kontrwywiadu wojskowego.
Jednym z głównych wątków spornego tekstu jest przedstawienie przez redakcję „Polityki” ludzi z otoczenia Antoniego Macierewicza jako osób mających powiązania z Rosją. Dowodem na to ma być cytat poseł PO, Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która bez podania argumentacji przyjmuje tezę o rzekomych rosyjskich powiązaniach jako pewnik.
- Ani ja, ani nikt z moich znajomych współpracujących z Antonim Macierewiczem, ani on sam, nie był ani nie jest uwikłany w związki z Rosją. To pomówienie, jak i inne stwierdzenia w tym artykule, zniesławia moje dobre imię
– mówił nam Piotr Bączek.
Wyjaśnił on też nam, dlaczego po artykule tygodnika był zmuszony założyć sprawę karną, a nie postępowanie cywilne. Jak podkreślił, w spornym tekście tygodnika wykorzystane zostały informacje niejawne, zaczerpnięte od informatora z SKW.
- W takim przypadku prokuratura, jak i SKW, powinny wyjaśnić sprawę przecieku informacji niejawnych w trakcie tego postępowania. Sprawa cywilna nie umożliwiłaby wyjaśnienia, jak doszło do przecieku
– tłumaczył.
- Moje zawiadomienie na prokuraturę jest też symbolicznym wzięciem w obronę oficerów SKW opisanych w artykule, którzy nie mogą bronić się publicznie, w związku z tym, że pełnią służbę w strukturze hierarchicznej. Nie mogą z pominięciem przełożonych występować na drodze prawnej
– mówił nam Piotr Bączek.