Dziś kończy się budowa bariery fizycznej na granicy polsko-białoruskiej w postaci pięciometrowego stalowego płotu zwieńczonego drutem kolczastym. Jej całkowita długość wynosi 187 kilometrów.
- Ta bariera pozwala nam czuć się bezpiecznie, pozwala nam bezpiecznie chronić naszą granicę - dzięki temu urządzeniu, które składa się z bariery fizycznej - przęseł, concertiny na górze i podwalinie półtora metra w dół, a także drogi technicznej. Droga techniczna, która biegnie obok tej zapory pozwala nam bardzo szybko przemieszczać się w miejsca, gdzie dochodziło do naruszeń granicy. Wcześniej nawet 1,5 godziny zajmowało nam, żeby dojechać do niektórych miejsc, które były zalane - mówił w programie #Jedziemy ppłk SG Adam Jarosz.
- To wykorzystywały służby białoruskie, które prowadziły następującą technikę - obrzucały w danym miejscu patrol, mobilizowaliśmy w tym miejscu siły, żeby zapobiec przekroczeniu granicy, a dwa kilometry dalej, w trudno dostępnym dla nas miejscu, dochodziło do przekroczenia nawet 50-100 osób
- dodał.
Wskazał, że obecnie, przy nowej infrastrukturze, dotarcie w konkretnie miejsce przy granicy zajmuje strażnikom z jego placówki maksymalnie 15 minut.
- Ta bariera z poziomu strategicznego pozwala nam rozdawać karty, to my możemy planować taktykę działań i to służby białoruskie muszą się teraz dostosować do nas, a nie my do nich
- powiedział komendant placówki SG w Czeremsze.
Zdaniem ppłk. Adama Jarosza, wraz z rozwojem prac przy budowie zapory, sukcesywnie malała liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy z terytorium Białorusi.