Wychodząc naprzeciw tym potrzebom, szefowie MSZ państw NATO rozważają utworzenie funduszu na rzecz wsparcia zdolności obronnych tego kraju. Podczas rozpoczętego wczoraj dwudniowego spotkania ministrów spraw zagranicznych Sojuszu nie podejmowano jednak tematu bezpośredniego wsparcia Ukrainy poprzez dostarczenie jej broni, ale koncentrowano się na pomocy w postaci doradztwa, edukacji i szkoleń, które mają wpłynąć na szybsze reformy trzech głównych sektorów: logistyki, komunikacji, a także obrony cywilnej. Na spotkanie nie zaproszono przedstawiciela Rosji, a jedynie nowego ministra spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkina, czym NATO jeszcze raz udowodniło, że poważnie traktuje swoje deklaracje, iż neoimperialna polityka Kremla i anektowanie Krymu spotka się z zawieszeniem z nim kontaktów cywilnych i wojskowych.
Długoletnie zaniedbania ukraińskiej armii, zmniejszanie budżetu, jej liczebności i działalność rosyjskich agentów wpływu, także u szczytów władzy, rozkładających ją od środka, powodują, że dziś nowe władze w Kijowie w dużej mierze muszą liczyć jedynie na oddziały ochotników. Ci, w przeciwieństwie do części wojsk i jednostek specjalnych, nie przechodzą na stronę wroga i gotowi są do obrony kraju. Niejednokrotnie dysponują jednak gorszym uzbrojeniem i są słabiej wyszkoleni niż prorosyjscy separatyści, którzy są w części wspierani przez zawodowe jednostki rosyjskich sił specjalnych. Pomimo apeli UE, USA i NATO skierowanych do Kremla o zaprzestanie ich wspierania i destabilizowania sytuacji na Ukrainie, Rosjanie wciąż nie wycofali wszystkich sił stacjonujących przy granicy z tym krajem. Sojusz potwierdza też oskarżenia Kijowa, że w ostatnim czasie z rosyjskiego terytorium przemieszczały się przez granicę czołgi, wozy bojowe i broń ciężka, a także kolejni prorosyjscy „ochotnicy”.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".