KSIĄŻKA | ZGODA - rząd i służby Tuska w objęciach Putina Zamów zanim Tusk zakaże tej książki!

Czarodziejska góra Tuska. Czy rządowi wystarczą PR-owe sztuczki

Kilka lat temu Bronisław Komorowski wypowiedział słowa: „Polska jest bezpieczna, bo ze wszystkimi sąsiadami prowadzi dialog”.

Paweł Supernak/PAP
Paweł Supernak/PAP
Kilka lat temu Bronisław Komorowski wypowiedział słowa: „Polska jest bezpieczna, bo ze wszystkimi sąsiadami prowadzi dialog”. Kilka dni temu posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska stwierdziła na antenie telewizji Republika: „Prędzej bym umarła, niż niepełnosprawne dziecko przyprowadziła do Sejmu”, by potem rozwodzić się nad tym, że nie wolno robić polityki na krzywdzie ludzkiej. Co łączy obie te wypowiedzi? - zastanawia się w „Gazecie Polskiej” Dawid Wildstein.

Odsłaniają one istotę rządów Platformy Obywatelskiej. Są bowiem mutacją słynnego hasła „Nie róbmy polityki, budujmy stadiony”. Wieloletnie działania partyjne obecnego obozu rządzącego doprowadziły w końcu do realizacji hasła. W Polsce zinstytucjonalizowano dążenie do pozbawienia narodu i obywatela jakiejkolwiek ochrony ze strony państwa. I widzimy dziś tego konsekwencje. Jako wspólnota polityczna okazaliśmy się bezbronni wobec rosyjskiej ofensywy na Europę Środkowo-Wschodnią. Jako obywatele, zwłaszcza ci najsłabsi, jesteśmy bezbronni wobec kryzysu ekonomicznego oraz własnej choroby.

Od zwierzęcia politycznego do zwierzęcia

Wmówienie polskim obywatelom, że polityka to coś złego, że jest to przestrzeń immanentnie zła, to jeden z największych grzechów PO. Polityka w rozumieniu klasycznym, źródłowym (określonym jeszcze w czasach antycznej Grecji), to działanie na rzecz dobra wspólnego. Człowiek jako istota niepotrafiąca żyć samotnie (arystotelesowskie stwierdzenie: ten kto żyje samotnie, jest albo zwierzęciem, albo bogiem) musi organizować się w grupy. Aby trwać, musi więc działać na rzecz wspólnoty, dzięki której istnieje. Tym jest właśnie w swoim najpierwotniejszym sensie polityka. Dlatego w Grecji określano człowieka mianem zoon politicon. Zwierzę polityczne. Odebranie człowiekowi elementu polityczności sprowadzi go do czystego zoon. Czyli do bycia tylko zwierzęciem. Brak polityki niszczy bowiem ludzką wspólnotę. Jej dobro przestaje być celem działań ludzi, którzy nią rządzą. W miejsce wspólnoty władza zaczyna reprezentować różne grupy i koterie. I tym właśnie stała się tuskowa III RP.

Oczywiście ciężko oskarżać prominentów z PO o zaczytywanie się dziełami klasyków i w kontrze do ich poglądów budowanie swojej taktyki partyjnej. Za ich działaniami stoi pewna sprawność i intuicja bycia w świecie postpolitycznym, w świecie, gdzie reklama i wizerunek zaczynają zastępować istotę. „Geniusz” Platformy polega na tym, że ona pierwsza wpadła na pomysł, żeby całe swoje zasoby, energię i możliwości skierować nie na robienie (rzeczy złych bądź dobrych), ale na tworzenie zasłon dymnych, kolejnych teatrów i szopek, które stają się usprawiedliwieniem dla jej absolutnej bierności. Bierności, z której korzystają oczywiście odpowiednio silne grupy interesów, w naszym państwie istniejące i na nim pasożytujące (jak opisuje to prof. Andrzej Zybertowicz). W zamian za ich poparcie, instytucjonalizując swoją bezczynność i brak odpowiedzialności politycznej, jako partia wiecznie niewinna, była w stanie utrzymać się tyle lat u władzy, skutecznie manipulując swoim elektoratem. Jednak zawsze, prędzej czy później, rzeczywistość mówi: „sprawdzam”.

Gdy rzeczywistość mówi: „sprawdzam”

To „sprawdzam” rzeczywistości nastąpiło w wymiarze polskiej geopolityki wtedy, gdy wybuchł Majdan. Okazało się, że żadna polska partia, poza Prawem i Sprawiedliwością, nie była w stanie reagować na dynamikę wydarzeń kijowskich. Co gorsza, okazało się, jak bezbronna jest Polska – pozbawiona armii, bez sojuszników w regionie, skrajnie uwikłana, po latach rządów PO (a zwłaszcza fatalnej polityki MSZ za Sikorskiego) w interesy niemieckie, które – jak pokazały wydarzenia na Majdanie (szczególnie podczas agresji na Krym) – są zbieżne z rosyjskimi, a sprzeczne z racją stanu zarówno Polski, jak i w ogóle państw Europy Środkowo-Wschodniej. Po chwilowej pobudce z postpolitycznej drzemki, antyrosyjskiej retoryce brzmiącej jak wyjęta z przemówień Lecha Kaczyńskiego, po tupaniu nogą Sikorskiego i przerażonych minach Tuska, wszystko wskazuje na to, że nasi przywódcy wrócili do reprezentowania interesów niemieckich. Wystarczy spojrzeć na ostatnie wypowiedzi Sikorskiego, który mówi właściwie w sprawie Ukrainy jednym głosem z Angelą Merkel. A reszta polityków tej partii już wróciła do mutacji retoryki Bronisława Komorowskiego – nie martwmy się, przecież cały czas rozmawiamy z innymi państwami. Ta wieloletnia niezdolność do reakcji na dynamikę wydarzeń geopolitycznych, której najwyraźniejszy obraz widzieliśmy po 10 kwietnia 2010 r. i obserwujemy dziś w sprawie Kijowa, uprawomocniają tezę Antoniego Macierewicza, że wychowaliśmy, niestety, już całą elitę żyjącą w postpolitycznym matriksie, niezdolną się z niego wybudzić. Ta ekipa się już nie otrząśnie, można ją tylko wymienić.

Państwo Tuska bez makijażu

O ile w wymiarze geopolityki rzeczywistość powiedziała Polsce mocne „sprawdzam” kilka tygodni temu, o tyle już wewnątrz naszego państwa mówiła tak cały czas. Tylko rząd usiłował to ukryć, wciąż stosując różne PR-owe sztuczki. Można wymieniać i wymieniać niespełnione przez Tuska obietnice. Pamiętają państwo te słowa? „Już wkrótce Polacy zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać. Będą nas leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki, dobrze zarabiający nauczyciele będą uczyć nasze dzieci. Dobrze zarabiający policjanci będą dbać o nasze bezpieczeństwo. Przy polskich drogach wyrosną nowoczesne stadiony i pływalnie”. Setki kłamstw. Ale rzeczywistość wciąż skrzeczała. Widoczne to było zwłaszcza w wymiarze służby zdrowia. Tam bowiem już żadne PR-owe działania nie mogły przesłonić nagiej prawdy o stanie państwa, które nie potrafi pomóc chorym i potrzebującym. Przypominało to sytuację z arcydzieła Tomasza Manna, „Czarodziejskiej góry”. Póki pacjent sanatorium, opisanego w tej powieści, był w miarę zdrowy, mógł się bawić, wierzyć w słowa kierownika, że wszystko jest idealne, mógł chodzić na kolejne bale. Ale gdy w końcu dopadła go cięższa choroba, zamknięty we własnym pokoju musiał już się zmierzyć z rzeczywistością – zarówno swojej słabości, jak i niezbyt sympatycznego oblicza dotychczas zachwycającego sanatorium i jego personelu. Podobnie było w III RP. Istniało jedno miejsce, gdzie nigdy nie docierały PR-owe sztuczki PO. Wystarczyło zajrzeć do państwowego szpitala, by zobaczyć, czym jest państwo Tuska bez makijażu.

Ewa Kopacz zdradza Palikota

„Najpierw trzeba zbudować zaufanie z takimi ludźmi, udzielić im realnej pomocy, a potem być ich negocjatorem. Jak się okazuje, to była nieprawdopodobna szansa do zrobienia całej kampanii do Parlamentu Europejskiego albo zrobienia kariery w polskiej polityce” – tymi słowy Janusz Palikot instruował swoich posłów, jak mają rozgrywać politycznie sprawę protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych. I słowa te wywołały na wszystkich portalach gigantyczne oburzenie. Tymczasem, choć przychodzi to z trudem, należy w tej mierze Palikotowi przyklasnąć. Takiego działania nam potrzeba – upolityczniania protestów, krzywdy ludzkiej, niesprawiedliwości obecnego systemu. Żadna partia nie działa niestety tylko pro publico bono. W jej taktykę wpisana jest chęć zdobycia władzy. Gdy nastąpi polityzacja protestu, wtedy opozycyjne partie polityczne znajdą swój żywotny interes w walce o naprawienie krzywd, a partie władzy – w próbie ich naprawy. Jeśli istnieje jakiś realny sens okrzyku tak chętnie podnoszonego przez Platformę Obywatelską (i będącego istotą jej rządów): „Nie róbmy polityki na ludzkim nieszczęściu!” – to można wyrazić go w zdaniu: „Nie mamy z nimi nic wspólnego i nie możecie oczekiwać od nas, byśmy się tym zajęli”.

Oczywiście należy tu dodać, że upublicznienie przez marszałek sejmu Ewę Kopacz nagrania z tej akurat wypowiedzi Palikota wygląda na zagranie pod publiczkę, uzgodnione wcześniej z tą pacynką PO udającą polityka innej partii. Cel jest prosty – odsunąć uwagę opinii publicznej od realnego winnego obecnej sytuacji niepełnosprawnych dzieci – Donalda Tuska i jego obozu władzy, i nakierować niechęć opinii publicznej na tych, którzy chcą politycznego rozwiązania tego problemu.

Ale oderwijmy na chwilę wspomniane słowa od skompromitowanej kreatury, jaka je wypowiada. Ich sens wskazuje słuszny kierunek. Róbmy znów politykę. Róbmy ją, odwołując się do krzywdy i niesprawiedliwości, jaką przeżywają dzisiejsi obywatele. Róbmy ją, opierając się na krzywdzie niepełnosprawnych dzieci – jesteśmy im to dłużni. Odrzućmy bełkot o apolityczności. Tylko tak zmienimy ten kraj.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Dawid Wildstein