Zarówno kanclerz Angela Merkel, jak i inni niemieccy politycy potępiają, co prawda pogwałcenie przez Putina międzynarodowego prawa, ale jednocześnie stanowczo sprzeciwiają się nałożeniu przez Zachód sankcji na Rosję. Niemieccy ekonomiści bez ogródek straszą fatalnymi konsekwencjami wprowadzenia sankcji. Z relacji niemieckiego korespondenta portalu nizalezna.pl wynika, że Niemcy zamierzają przejąć rolę głównego negocjatora pomiędzy zachodem, a Moskwą w konflikcie na Ukrainie.
Angela Merkel już kilkukrotnie zapewniała, że Niemcy są zaniepokojone i opowiadają się za koniecznością zachowania integralności terytorialnej Ukrainy, ale swoje wystąpienia ograniczała jedynie do apeli o dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu. Nic więc dziwnego, że rozmawiając telefonicznie z prezydentem USA Angela Merkel opowiedziała się za rozlokowaniem na Ukrainie międzynarodowych obserwatorów. Szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz jest zdania, że Niemcy powinny wziąć na siebie rolę głównego negocjatora w konflikcie, więc wezwał kanclerz Niemiec do podjęcia mediacji na Ukrainie. Politolog i ekspert od spraw wschodnich Hans-Henning Schroeder z fundacji „Wissenschaft und Politik” potwierdza, że Niemcy są postrzegane nie tylko na świecie, ale także w Moskwie jako sprzymierzeniec Rosji, więc mogłyby faktycznie przejąć rolę głównego negocjatora.
Jego zdaniem pomiędzy Berlinem a Moskwą istnieje coś w rodzaju specjalnego porozumienia („Besonderer Draft”). Było ono co prawda częstym powodem do ostrej krytyki na arenie międzynarodowej, ale w tej sytuacji mogłoby stworzyć dużą szansę na porozumienie z Władimirem Putinem.
Media przypominają w tym kontekście przyjaźnie Helmuta Kohla z Borysem Jelcynem, Gerharda Schroedera z Władimirem Putinem, czy także stosunkowo dobre relacje Angeli Merkel także z Putinem.
Niemcy boją się sankcji
Niemieccy ekonomiści ostrzegają przed fatalnymi skutkami zachodnich sankcji wobec Rosji.
- Rosja trzyma w gospodarczym szachu nie tylko Ukrainę, ale całą Europę, no i oczywiście także Niemcy – twierdzi niemiecki polityk z partii Zielonych, ekspert od spraw energii Hans-Josef Fell. Jego zdaniem straszenie Rosji sankcjami wywołuje tylko śmiech u Putina, bowiem wie on doskonale, że europejski bojkot rosyjskiej ropy i gazu bardzo szybko zmusi Europę, a przede wszystkim Niemcy do padnięcia przed nią na kolana.
- Putin nie obawia się sankcji bowiem już wcześniej uzależnił od rosyjskich dostaw cały europejski rynek - dodaje Fell.
Polityk przypomina, że Niemcy są najbardziej uzależnieni od rosyjskich dostaw gazu, znacznie bardziej niż inne kraje europejskie. Spory wpływ miał na to były kanclerz Gerhard Schroeder, który wydał zgodę na budowę gazociągu Nord Stream. Koordynator rządu Niemiec ds. kontaktów z Rosją Gernot Erler także jest przeciwny sankcjom przeciwko Rosji, bowiem – jak twierdzi – tego typu sankcje nie spełnią swojego założenia, a do tego Rosja może na nie odpowiedzieć własnymi sankcjami, co przy wzajemnym uzależnieniu energetycznym wywoła eskalację.
Gazety podsycają strach
Media także straszą skutkami potencjalnych sankcji i przypominają, że 40 proc. importowanego do Niemiec gazu i 35 proc ropy naftowej pochodzi właśnie z Rosji, a to nie wszystko, bowiem ponad 6000 tys. dużych i średnich niemieckich przedsiębiorstw działa na rosyjskim rynku, a roczne obroty obydwu krajów sięgają: niemiecki eksport 36 miliardów euro, a import z Rosji 40 miliardów euro. Dlatego zarówno politycy, jak i media straszą społeczeństwo fatalnym skutkiem ewentualnych sankcji. Wszystkie gazety piszą o grożącej dużej podwyżce cen paliw (opałowych i benzyn), o wzroście cen gazu i drożej energii (wiele niemieckich elektrowni pracuje na gazie).
Agencje i dzienniki telewizyjne podgrzewają atmosferę informując, że rząd reagując na ukraiński kryzys zapełnił wszystkie magazyny gazowe i olejowe. Zmagazynowane zapasy mają wystarczyć na 90 dni bez zewnętrznych dostaw. Niemcy posiadają wyjątkowo duże możliwości magazynowania zapasów gazu (czwarte na świecie). W całym kraju jest rozmieszczonych aż 51 podziemnych magazynów gazowych, które są w stanie pomieścić prawie 27 miliardów metrów sześciennych gazu. Pomimo tak dużych możliwości magazynowych jeden z szefów Instytutu Gospodarczego DIHK Volker Treier jest zdania, że to niewiele pomoże w przypadku wprowadzenia sankcji wobec Rosji.
- Długoterminowo na takich sankcjach wyjątkowo straci cała niemiecka gospodarka – uważa Treier.
Inny ekspert do spraw energii, Rainer Lindner także boi się sankcji, twierdząc, że zagrożona Rosja może zakręcić kurek gazowy nie tylko Ukrainie, ale także Niemcom, a wtedy kryzys gospodarczy gotowy.
Wraca pomysł budowy niemieckiego gazoportu
Niemcy zaczynają intensywnie myśleć o konieczności dodatkowej dywersyfikacji dostaw gazu. Główny ekonomista Commerzbank Joerg Kraemer oficjalnie mówi o konieczności transportu gazu płynnego, a co za tym idzie o potrzebie budowy w Niemczech gazoportu. Już takie pomysły były w fazie zaawansowanego projektowania, ale przed laty zaniechano jego realizacji. Dzisiaj za sprawą rosyjskiej inwazji na Ukrainę temat szybko wraca.
Media zajmujące się ekonomią informują, że w szybkim tempie wraca na wokandę sprawa budowy gazoportu w Wilhelshaven. Projekt był już w fazie mocno zaawansowanej, więc nie ulega wątpliwości, że przygotowania do nowego planu poszłyby wyjątkowo szybko – twierdzi John H. Niemann, który jest prezesem ds. gospodarczych portu przeładunkowego w Wilhelmshaven.
- Bez problemu można uaktualnić plany gazoportu w Wilhelmshaven, co obecnie wydaje się bardzo realnym i potrzebnym konceptem dla zwiększenia dywersyfikacji dostaw gazu w Niemczech – stwierdził Niemann.
Bardzo możliwe, że już wkrótce pod naszym bokiem powstanie nowoczesny niemiecki gazoport, który będzie mógł przyjąć statki o zanurzeniu do 18 metrów pod kilem, a przypomnijmy, że leżąca przed wejściem do polskiego portu w Świnoujściu (także w przyszłości do tamtejszego gazoportu)
rura gazociągu Nord Stream na zawsze do 12.5 m. wypłyciła wejście do naszego portu.
Źródło: niezalezna.pl
Waldemar Maszewski