Jeszcze rok temu nam też Gazprom sprzedawał gaz powyżej 500 dol. za 1000 m sześc. W listopadzie 2012 r. stawki obniżył w obawie przed niekorzystnym werdyktem trybunału arbitrażowego w Sztokholmie, przed którym Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo domagało się zmiany niekorzystnych zasad ustalania cen za gaz. Polska strona wycofała pozew po tym, jak Rosjanie zdecydowali się obniżyć cenę gazu do 480 dol.
To przy tej okazji będący wtedy ministrem skarbu państwa Mikołaj Budzanowski ujawnił, że wcześniej płaciliśmy Rosjanom 575 dol. Stawki te, najwyższe w Europie, mógł obniżyć trzy lata temu ówczesny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, który negocjował z Gazpromem warunki przedłużenia tzw. kontraktu jamalskiego. Przystał jednak na dyktat Rosjan, choć w tym samym czasie kraje Europy Zachodniej płaciły za rosyjski gaz 370–390 dol., a Wielka Brytania, która eksploatuje własne złoża na Morzu Północnym, wynegocjowała nawet cenę 315 dol.
Spośród krajów Unii Europejskiej najwięcej za rosyjski gaz płaci Litwa – znacznie ponad 500 dol. Aby uniezależnić się od dostaw Gazpromu, Litwini stawiają terminal LNG w Kłajpedzie, jego budowa powinna się zakończyć pod koniec 2014 r. Właśnie ta inwestycja, podobnie jak budowany przez nas gazoport w Świnoujściu, jest solą w oku Rosjan. W połowie tego roku Gazprom zaproponował kolejne obniżki dla zachodnich partnerów, m.in. dla Gas de France, włoskiego koncernu ENA i firm niemieckich, jednak Polski ani Litwy na tej liście nie było. W wypadku Litwinów Rosjanie zapowiedzieli nawet kolejne podwyżki cen gazu.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".