Tysiące anarchistów, lewicowych działaczy i antyglobalistów kontra tłumy prawicowców i narodowców. Wszyscy spotkają się 11 listopada w Warszawie. Jedni na Marszu Niepodległości, drudzy na szczycie klimatycznym. – Wyznaczenie daty szczytu to albo całkowita bezmyślność jego organizatorów, albo świadoma prowokacja obozu Donalda Tuska, by doprowadzić do zamieszek, które następnie będzie można „bohatersko” zdławić – mówi w rozmowie z "Gazetą Poiską Codziennie" poseł Tomasz Kaczmarek (PiS).
O przyczyny wyboru 11 listopada na dzień rozpoczęcia szczytu klimatycznego zapytaliśmy Ministerstwo Środowiska. –
Data została wyznaczona pięć lat temu przez Sekretariat Konwencji Klimatycznej – mówi Paweł Mikusek z MŚ.
– To ewidentne kłamstwo – komentuje Marek Chabior ze Stowarzyszenia Klimatologów Polskich. –
Pięć lat temu nie było wiadomo, gdzie odbędzie się szczyt. Wszystkie organizacje międzynarodowe szanują święta narodowe. Jeszcze na początku tego roku zapowiadano zorganizowanie szczytu na przełom listopada i grudnia – podkreśla. Twierdzi, że 11 listopada nie wydaje się wyborem przypadkowym.
Andrzej Halicki z PO przekonuje, że Platforma nie miała wpływu na ustalenie daty zjazdu ekologów. –
Mam nadzieję, że nie dojdzie do zamieszek, a w jednym i drugim wydarzeniu wezmą udział ludzie odpowiedzialni – podkreśla. Jednak
zdaniem opozycji zgoda na rozpoczęcie szczytu nie mogła zapaść bez porozumienia z polskimi władzami.
– Motywacja działań rządu jest jasna. Taki termin daje bowiem możliwość sprowokowania zamieszek i dyskredytacji w oczach społeczeństwa środowisk prawicowo-patriotycznych, w tym Prawa i Sprawiedliwości – mówi Ryszard Czarnecki z PiS-u.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dorota Łomicka