Parlament Europejski coraz ostrzej krytykuje prześladowanie przez rosyjskie władze opozycji i organizacji pozarządowych. Czy takie deklaracje mają jakiekolwiek znaczenie?
Absolutnie nie. Widzimy bowiem, jak mają się one do polityki zachodnioeuropejskich rządów względem Rosji. Można powiedzieć, że Parlament Europejski to instytucja wytypowana do tego, żeby takie uchwały przyjmować. Tym bardziej że nie tak dawno łagodzono reżim wizowy wobec Rosjan. Niemcy wprowadziły liczne ułatwienia w wydawaniu wiz dla urzędników, czyli zamiast ich karać, są oni za prowadzoną politykę wewnętrzną wynagradzani. Być może tego typu uchwały i rezolucje miałyby sens w początkowym okresie rządów Putina czy w czasie kryzysu związanego z ponownym przejmowaniem przez niego urzędu prezydenckiego, gdy był oskarżany o fałszerstwa wyborcze itd. Obecna postawa Zachodu to wyraźne dystansowanie się do tego, co się dzieje w Rosji.
Czy Zachód dysponuje środkami, by wpływać na sytuację wewnętrzną w Rosji?
Warto raczej zapytać, po co ci ludzie rządzą Rosją. Po to, żeby żyć na Zachodzie i tam wydawać pieniądze. Wielka Brytania ma w rękach potężne narzędzie nacisku – może cofnąć wizy żonom, córkom, kochankom i teściowym Putinowskich urzędników. Nie robi tego, a byłaby to dla nich straszna dolegliwość. W przeciwieństwie do rezolucji, o której wszyscy wiedzą, że musi zostać przyjęta.
Prześladowania w Rosji są coraz ostrzejsze. Siły specjalne policji OMON oraz funkcjonariusze FSB w nocy z piątku na sobotę wzięli szturmem biuro niezależnego Ruchu Praw Człowieka w Moskwie, który wcześniej odmówił zarejestrowania się w ministerstwie sprawiedliwości w charakterze „zagranicznego agenta". Czy Kreml już całkowicie nie dba o pozytywny PR?
Dzielenie autorytaryzmów na miękkie i twarde jest niezwykle umowne i z punktu widzenia ofiar nieuczciwe, ale obecnie Rosja dąży w kierunku twardego autorytaryzmu. Coraz więcej jest w praktyce Putinowskiego reżimu akcentów, które określiłbym nie tylko jako nacjonalistyczne, ale etniczne. To już było widoczne w czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi. Putin wystąpił wówczas na wiecu na Górze Pokłonnej w towarzystwie przedstawicieli rosyjskiego nacjonalizmu, m.in. Aleksandra Dugina. Wówczas mogło się wydawać, że jest to robione jedynie na użytek kampanii. Dziś ten element jest jednak coraz bardziej obecny w Putinowskiej polityce. Każdy, kto nawet nie jest przeciwnikiem reżimu w Moskwie, ale choćby krytykiem pewnych jego cech, z miejsca jest oskarżany o to, że jest albo obcym agentem, albo obcym etnicznie, z którym należałoby się rozprawić. Miesiąc temu w którejś z rosyjskich telewizji pokazano serial „Smiersz" o jednostkach kontrwywiadu wojskowego. Film był apologetyczny w stosunku do tej formacji i tego, co ona robiła w czasie II wojny światowej na ziemiach okupowanych przez Armię Czerwoną. Leonid Gozman, który w establishmencie Putinowskim należy do liberałów i jest w zarządzie jednej z państwowych korporacji, napisał na swoim blogu, że co prawda SS miało ładniejsze mundury niż Smiersz, jest to jedyna różnica między tymi formacjami. Posypały się na niego gromy. Na stronach „Komsomolskiej Prawdy", tabloidu odgrywającego dużą rolę w Putinowskich kampaniach propagandowych, ukazał się krótki komentarz, że „szkoda, iż Niemcy nie przerobili na abażury przodków dzisiejszych liberałów". To jest ilustracja tego, ku czemu Putinowski reżim zmierza.
W Rosji od dłuższego już czasu trwa scalanie w jedną ideologię państwową carskiej, komunistycznej i prawosławnej tradycji. Gloryfikowanie Stalina jest na porządku dziennym. Czy Rosję czeka druga fala masowego terroru?
Tu nie chodzi o nostalgię komunistyczną, tylko o nostalgię totalitarną, a zabarwienie może być dowolne. To niekoniecznie musi oznaczać nastanie masowego terroru, ale wybiórczego i skierowanego w nielicznych, którzy się wychylą, także wewnątrz własnego środowiska.
Cały wywiad w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"