Prokurator Andrzej Seremet wciąż powtarza, że część twarzy śp. Anny Walentynowicz była od początku uszkodzona w wyniku katastrofy. Czy w Moskwie mogło jednak dojść do pomyłki podczas identyfikacji z powodu ogromnej traumy rodzin?
Absolutnie nie. Zwłaszcza że babcię rozpoznał nie tylko mój tata, ale także m.in. rodzina pani Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Powiedzieli: to nie jest nasza krewna, ale rozpoznajemy bez problemu, że to pani Anna Walentynowicz. To byli dla nas kompletnie obcy ludzie, którzy nie znali babci osobiście, a jedynie widzieli ją w telewizji. Poznali ją bez chwili namysłu. Trudno mówić o zbiorowej halucynacji. Dlatego kilka razy próbowaliśmy dementować to, co mówił prokurator Seremet. Zupełnie niezrozumiałe jest dla nas, dlaczego jest traktowany jak guru, a rosyjska dokumentacja medyczna niczym krynica mądrości. To niepojęte. Zwłaszcza że przecież to właśnie nieścisłości w dokumentacji rosyjskiej zmusiły nas do złożenia wniosku o ekshumację, więc wydaje mi się, że owa dokumentacja nie może być materiałem udowadniającym cokolwiek.
Jak wyglądała śp. Anna Walentynowicz po katastrofie smoleńskiej?
Ciało babci zostało rozpoznane przez mojego tatę od razu, kiedy mu je okazano, wcześniej widział dwa inne ciała, które wykluczył. Mówił, że nie miało żadnych uszkodzeń, ran ani siniaków. Tata opowiadał, że babcia wyglądała, jakby po prostu spała.
Tymczasem Pana ojciec podczas sobotniego posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy powiedział, że po ekshumacji ciała wyjętego z grobu pani Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej nie rozpoznał swojej mamy, ponieważ nie miała twarzy.
Kiedy obaj zobaczyliśmy ciało podczas sekcji, nie wiedzieliśmy, na kogo patrzymy. Babcia nie tylko nie miała twarzy, ale poważnie uszkodzona była także czaszka, z której zostały jedynie fragmenty. Byliśmy zaskoczeni, ponieważ nie było w tym żadnej logiki, związku z tym, co tata widział w Moskwie. Zgadzały się natomiast blizny pooperacyjne, obaj rozpoznaliśmy stopy, gabaryty, długość włosów, jak i ślady ingerencji chirurgicznych w kręgosłup oraz zwyrodnienia – wszystko to pasowało do babci. Jednak brak części głowy sprawił, że czekaliśmy na DNA.
Czy przyczyną problemu z identyfikacją mógł być czas, który upłynął od pochówku?
Ciała były zachowane w zaskakująco dobrym stanie i jest to opinia lekarzy, nie nasza, ponieważ nie mamy w tej kwestii żadnego doświadczenia. Uważamy, że uszkodzenie głowy musiało nastąpić po okazaniu ciała w Moskwie do identyfikacji, ale czy to zrobiono w czasie sekcji zwłok, czy też podczas chowania ciał do trumien – już nie wiemy. Natomiast z całą pewnością nie mógł być to wynik działania czasu. Zresztą czaszka przecież powinna zostać nienaruszona.
Prokuratura twierdzi, że sekcje zwłok zakończyły się 11 kwietnia 2010 roku dlatego polscy śledczy nie mogli w nich uczestniczyć. Tłumaczą, że nie było ich jeszcze w Rosji. Kiedy Pana tata dokonał identyfikacji?
13 kwietnia...
Czy wówczas na ciele Pana babci były ślady nacięć sekcyjnych?
Nie, nie było żadnych śladów sekcyjnych.

