100 miliardów złotych - o kradzież których rząd oskarża PiS - może być potrzebna władzy do łatania budżetu - ocenił prezes największej opozycyjnej partii w Polsce Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem istnieje prawdopodobieństwo, że rządzący będą chcieli odebrać te pieniądze Polakom mieszkającym poza dużymi miastami.
Na piątkowej konferencji prasowej premier Donald Tusk poinformował, że w celu ścigania opozycji będą współpracować trzy resorty - finansów, sprawiedliwości oraz spraw wewnętrznych i administracji. Opowiadał m.in. o działaniach rzekomego "układu zamkniętego" poprzedniej władzy, który miałby polegać na nieprawidłowym wykorzystywaniu środków publicznych. Według przekazu rządu, chodzi o 100 miliardów złotych.
Konferencję i ogłoszoną na niej informację skomentował w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński. Podkreślił, że współpraca między resortami sprawiedliwości a spraw wewnętrznych i administracji jest "co najmniej wątpliwa". Wyjaśnił, że przecież w teorii ten pierwszy powinien być niezależny, ze względu na to, iż nadzoruje drugi z wymienionych.
Kaczyński zaznaczył, że w przemówieniu Tuska chodziło jedynie o propagandę, "po niepowodzeniach komisji, po różnych innych trudnych śledztwach". Odniósł się też do rzekomych 100 miliardów, które PiS miał w ocenie Tuska "ukraść". Zaznaczył, że poprzedni rząd nie ukrywał, że wspierał działalność społeczną "prowadzoną z motywacji chrześcijańskich i patriotycznych", a nie "lewackich".
"Myśmy chcieli wesprzeć to, co w Polsce było silne nawet w okresie zaborów i to, co trwało później, w okresie międzywojennym, i zostało zniszczone przez komunizm i później w gruncie rzeczy w większym wymiarze nie odbudowane"
Zaznaczy jednak, że nawet jeśli by uwzględnić dofinansowania dla Ochotniczych Straż Pożarnych, czy Kół Gospodyń Wiejskich - co jest solą w oku obecnego rządu - "to żadne 100 miliardów w ciągu tych 8 lat nie wchodzi w grę". Podkreślił, że mogło to być oko 3 miliardów rocznie, ale i tak "wszystko było robione legalnie".
Prezes PiS wskazał, że jest też inna koncepcja, zgodnie z którą 100 miliardów byłoby realne. - Z pewnych fragmentów wystąpień Tuska to wynikało. Tam był też ten element odbierania tego, zwrotu. Ale wtedy chodzi o pomoc Polsce lokalnej. Rzeczywiście na Polskę lokalną, razem z funduszami drogowymi, na pewno około 120 miliardów poszło, może i więcej - stwierdził. Wskazał, że w całej sprawie może chodzić o "sytuację finansową" - czyli łatanie budżetu.
"Po prostu pomysł jest taki. To mają być zwroty, ale oczywiście te instytucje (...) w ogromnej większości wypadków no nie są w stanie zwrócić żadnych pieniędzy. Czasem można odebrać im budynki, które im przydzielono, albo pozwolono kupić, ale pieniądze to jest inna sprawa. Można im natomiast nie dać. To znaczy powiedzieć - należy wam się tyle, ale ponieważ tyle dostaliście w sposób nielegalny, to tyle wam odbieramy. To jest po prostu odbieranie. W ten sposób wydatki spadają i ten rozlatujący się budżet będzie można ratować"
Ocenił, że takie "uderzenie w Polaków, którzy mieszkają poza dużymi miastami", "może być bardzo bolesne". - Pewności tu nie mam, to jest domniemanie, ale, jeżeli ktoś mówi o 100 miliardach, to może to być suma kompletnie wymyślona, ale może to być też suma wcale nie wymyślona, tylko potrzebna po to, żeby odebrać w najbliższych latach Polsce lokalnej bardzo dużo pieniędzy i w ten sposób ratować się także przed tą procedurą nadmiernego deficytu - oznajmił.