Spokojny, kulturalny prawnik z Krakowa próbował znaleźć kompromis pomiędzy Unią Europejską, elitami III RP i obozem niepodległościowym prącym do reform służących zwykłym Polakom. Kompromis okazał się niemożliwy. Andrzej Duda pokazał to wyraźnie pod koniec swoich rządów, jasno oceniając gangsterskie zachowania Komisji Europejskiej i rządu. Sam Tusk próbował to bagatelizować, wyliczając publicznie prezydentowi dni do końca kadencji.
Szefowi Platformy i jego współpracownikom nie przyszło do głowy, że PiS pozbawiony dotacji, wpływu na media publiczne, ścigany przez nielegalnie przejętą prokuraturę i służby specjalne, poprze kandydata, który wygra wybory. Kampania wyborcza przebiegała według przewidywalnego scenariusza z państw półautorytarnych: całe państwo przeciwko opozycji. Skończyło się to katastrofą dla obozu rządzącego. Podważanie wyniku wyborów tylko pogorszyło sytuację.
Partia rządząca spadła na drugie miejsce w sondażach, a koalicjanci niemal zupełnie stracili poparcie. To jest dopiero początek nieszczęść: prezydent Karol Nawrocki w dniu zaprzysiężenia zmienił reguły gry. Otwarcie zapowiedział zablokowanie niekonstytucyjnych działań rządu. Sędziowie, którzy łamią konstytucję, przez co najmniej najbliższe pięć lat nie będą awansowani. Atrapy karier, które garstce z nich może zaproponować rząd, to kwestia góra kilkunastu miesięcy. Potem może czekać ich nie tylko odebranie przywilejów, lecz także sprawy karne. To chyba bardzo zrozumiały język dla tych, którzy kalkulują w ramach rachunku zysków i strat.
Opisałem jednak tylko małą część orędzia prezydenta. Inne fragmenty tego wspaniałego przemówienia doprowadziły do wywołania takich emocji u Tuska, że widok pokazany przez kamerę Republiki ściętego z gniewu i jednocześnie roztrzęsionego premiera przejdzie do historii.
Nawrocki postawił rzeczy we właściwy sposób i od pierwszego dnia nie odpuszcza.
Na ile znam polityczne elity, to właśnie zastanawiają się, jak uciekać z okrętu, który, cytując Tuska, „sam podpalił”. Na wycieczkę w głąb dżungli większość się nie wybiera. A mianowanie pastiszowej wersji krokodyla Dundee na ministra sprawiedliwości udowodniło im, że trzeba wiać stamtąd choćby na tratwie.
Tusk dostał od prawdziwego boksera prawym sierpowym.
„Panowie, policzmy głosy”? Nie, tym razem liczą na ringu Tuska.