Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Nowe fakty: Tak Merkel bratała się z armią Putina wspólnie z Tuskiem

Na krótko przed aneksją Krymu niemieccy wojskowi uczyli Rosjan, jak skuteczniej prowadzić wojnę, a koncern zbrojeniowy Rheinmetall planował miliardową umowę z Rosją – ujawnił niedawno „Der Spiegel”. Co ciekawe – dokładnie w czasie, gdy Niemcy miały stać się „wymarzonym partnerem zbrojeniowym” Putina, proniemiecki rząd Donalda Tuska również dążył do bezprecedensowego zbliżenia militarnego z Rosją. Czy była to czasowa koincydencja, czy też skoordynowana akcja, mająca na celu stworzenie antyamerykańskiego trójkąta wojskowego Berlin–Warszawa–Moskwa? - pyta "Gazeta Polska".

Niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, powołując się na nową książkę dziennikarzy śledczych Katji Gloger i Georga Mascolo, opisał, jak przed 2014 rokiem Niemcy zamierzały na szeroką skalę szkolić rosyjskie wojsko. Współpraca ta miała być odpowiedzią na fatalny stan rosyjskiej armii, który obnażyła wojna z Gruzją w 2008 roku. Na rozkaz Władimira Putina miała się wówczas rozpocząć „szeroko zakrojona modernizacja militarna”, a „wymarzonym partnerem tej współpracy zbrojeniowej miały być Niemcy”.

Ówczesny rząd w Berlinie, kierowany przez Angelę Merkel, miał reagować na te propozycje „z nastawieniem więcej niż pozytywnym”. Jak wspomina emerytowany generał Josef Niebecker:

„Istniało polityczne zalecenie, aby dobrze przyjmować rosyjskie życzenia współpracy i w miarę możliwości je realizować”.

Osią tej współpracy miało być ultranowoczesne centrum szkolenia bojowego Bundeswehry w Altmark, które Rosjanie chcieli niejako skopiować. W jaki sposób? Otóż niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall podpisał 17 czerwca 2011 roku kontrakt o wartości około 135 mln euro na budowę w rosyjskim Mulino pierwszego z ośmiu planowanych centrów w stylu pierwowzoru w Altmarkt. Jak z dumą informował wówczas Rheinmetall na swojej stronie internetowej: „Tym samym do 2014 roku w regionie Wołgi powstanie najnowocześniejsza na świecie baza szkoleniowa z symulacją, w której rocznie będzie mogło szkolić się do 30 000 żołnierzy”. Ogółem plany związane z budową tych baz, jak wynika z dokumentów ujawnionych przez WDR Investigativ, to około miliard euro.

Ta, jak pisze „Der Spiegel”, „bezprecedensowa” współpraca była tak zaawansowana, że planowano nawet wspólne niemiecko-rosyjskie ćwiczenia wojskowe. Została przerwana dopiero po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję w marcu 2014 roku, kiedy Berlin, pod naciskiem sojuszników, był zmuszony do wycofania się z tych daleko posuniętych projektów. 

Na drodze do strategicznego partnerstwa

Fundamenty pod tę strategiczną współpracę położono już w marcu 2009 roku, podczas posiedzenia Niemiecko-Rosyjskiej Komisji ds. Uzbrojeń. Jak wynika z dokumentów, które przeanalizowała redakcja WDR Investigativ, kluczowe ustalenia dla projektu centrum szkoleniowego zapadły „w dużej mierze przy udziale ministerstwa obrony”. Resortem kierował wówczas Franz Josef Jung z CDU, który zresztą kilka lat po odejściu z polityki zasiadł w radzie nadzorczej Rheinmetall.

Projekt zyskał nie tylko aprobatę, lecz także potężne wsparcie niemieckiego rządu. W czerwcu 2011 roku na podpisanie kontraktu z Rheinmetall do Niemiec przybyli osobiście ówczesny rosyjski minister obrony Anatolij Sierdiukow oraz szef sztabu generalnego, generał Nikołaj Makarow – postać kluczowa również dla toczonych wcześniej polsko-rosyjskich rozmów wojskowych. Następca Junga, Thomas de Maizière, kontynuował tę politykę z pełnym przekonaniem. We wrześniu 2011 roku, podczas wizyty w Moskwie, wręcz euforycznie oceniał relacje z Rosją: „Nasze stosunki z Rosją nie są dobre. Są bardzo dobre!”. Stwierdził też, że Niemcy są zainteresowane „nowoczesną, dobrze dowodzoną rosyjską armią”. Jego rosyjski odpowiednik, Sierdiukow, zachwycał się „ogromnym potencjałem współpracy między Rosją a Niemcami”.

Współpraca kwitła na wszystkich szczeblach. Rosyjscy generałowie regularnie gościli w niemieckim centrum referencyjnym w Altmark. W 2013 roku do Niemiec przyjechali na szkolenie rosyjscy oficerowie. Nie obeszło się bez rewizyt: Bundeswehra wysyłała swoich żołnierzy na tygodniowe pobyty do Mulino, by, jak to ujęto w dokumentach Rheinmetall, „szkolić rosyjskich żołnierzy na miejscu w zakresie nowej technologii”. Ministerstwo obrony w Berlinie planowało nawet stałe oddelegowanie niemieckich żołnierzy do Rosji.

Układanka sięgała tak daleko, że na przełom lipca i sierpnia 2013 roku, a następnie na 2014 rok planowano wspólne niemiecko-rosyjskie manewry wojskowe na poligonie pod Petersburgiem. Miało w nich wziąć udział 60 niemieckich żołnierzy z transporterami opancerzonymi Boxer. Plany te, jak wspomina „Der Spiegel”, już wtedy budziły „poważne zaniepokojenie sojuszników ze wschodniej flanki NATO”. Ale nie wszystkich – gdyż niemal w tym samym czasie bardzo podobny scenariusz pisano w Warszawie.

Bliźniaczy reset rządu Tuska

Gdy w Berlinie zacieśniano wojskowy sojusz z Moskwą, rząd Donalda Tuska w Warszawie prowadził niemal bliźniaczą politykę. Jak ujawniła podkomisja Antoniego Macierewicza, załączając do końcowego raportu smoleńskiego projekt stosownego dokumentu, na kilkanaście dni przed katastrofą smoleńską finalizowano z Rosjanami bezprecedensową umowę o współpracy wojskowej.  

Między 22 a 24 marca 2010 roku w Moskwie przebywała delegacja polskiego wojska, która przygotowywała projekt Komunikatu dotyczącego współpracy między Siłami Zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej a Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej. Dokument miał zostać podpisany w maju 2010 roku w Warszawie podczas wizyty… generała Nikołaja Makarowa. Tego samego, który był kluczową postacią w rozmowach z Niemcami.

Proponowany przez polski rząd zakres współpracy był szokująco szeroki i w dużej mierze zbieżny z duchem ustaleń niemiecko-rosyjskich. Jak czytamy w projekcie Komunikatu, Warszawa proponowała Moskwie „zapoczątkowanie (rozwoju) obszarów współpracy wojskowej w następujących dziedzinach”: „kontakty robocze między jednostkami wojskowymi Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej stacjonującymi w strefie przygranicznej”; „planowanie, prowadzenie i obserwacja ćwiczeń oraz szkoleń wojsk i dowództw”; „planowanie oraz prowadzenie operacji wspierania pokoju i reagowania kryzysowego, w tym wsparcie inżynieryjne w operacjach reagowania kryzysowego (…)”.

Projekt tej umowy nie był działaniem odosobnionym, lecz elementem szeroko zakrojonej polityki resetu, która obejmowała wojsko, służby specjalne i cały aparat bezpieczeństwa państwa. Już w lutym 2010 roku Radosław Sikorski na łamach niemieckiej prasy zapraszał Rosję do NATO. Wkrótce po tym Federacja Rosyjska wynajęła nad Jeziorem Zegrzyńskim, w Skubiance (woj. mazowieckie), ogrodzony, zalesiony ośrodek wczasowy. Nadleśnictwo Jabłonna, do którego należy teren, wydzierżawiło rosyjskim „dyplomatom” ośrodek na okres 15 lat, choć w odległości niespełna 3 kilometrów znajduje się... Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki Sił Zbrojnych RP, a wokoło inne ważne polskie obiekty wojskowe. Niedługo potem Służba Kontrwywiadu Wojskowego pod kierownictwem gen. Janusza Noska, za formalną zgodą premiera Donalda Tuska z 2011 roku, zawarła umowę o współpracy z rosyjską FSB.  

Równolegle wyjątkowo intensywne kontakty z rosyjskimi służbami utrzymywało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Miesiąc po katastrofie smoleńskiej, w maju 2010 roku, szef BBN Stanisław Koziej spotkał się w Moskwie z Nikołajem Patruszewem – byłym szefem FSB i sekretarzem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa. Był to początek całej serii spotkań i konsultacji z jednym z najbliższych i najbardziej zaufanych ludzi Władimira Putina, odpowiedzialnym za koordynację działań całego aparatu siłowego Rosji. Widać więc wyraźnie, że planowana umowa wojskowa z Rosją była jedynie zwieńczeniem procesu, który miał związać Polskę z rosyjską machiną militarną i wywiadowczą na niespotykaną dotąd skalę.

Trójkąt wojskowy i polityczny

Co ciekawe, ten sam niemiecki minister obrony, Franz Josef Jung, który w marcu 2009 roku kładł podwaliny pod strategiczne partnerstwo zbrojeniowe z Rosją, niemal w tym samym czasie prowadził rozmowy o zacieśnieniu współpracy wojskowej z Polską. W maju 2008 roku, podczas spotkania w Warszawie z ówczesnym szefem MON Bogdanem Klichem, zapadła decyzja o stworzeniu wspólnej, polsko-niemieckiej grupy bojowej w ramach Trójkąta Weimarskiego, co – w świetle tego, co wiemy dzisiaj po publikacjach „Spiegla” – mogło prowadzić do powstania swoistego wojskowego trójkąta Moskwa–Berlin–Warszawa. Z jednej strony Niemcy i Polska, sojusznicy z NATO, planowali bowiem wspólną grupę bojową, z drugiej zarówno Niemcy, jak i Polska niemal w tym samym czasie negocjowały z Rosją Putina, za pośrednictwem tego samego generała Makarowa, bezprecedensowe umowy o współpracy wojskowej, które w praktyce podważałyby spójność Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Ten wojskowy trójkąt miał swoje dokładne odbicie w sferze politycznej. Był nim tzw. Trójkąt Kaliningradzki – zainaugurowana w lutym 2011 roku forma współpracy Berlina, Warszawy i Moskwy, mająca na celu „skoordynowanie” polityki tych trzech państw. Jak bez ogródek pisał jesienią 2011 roku magazyn rosyjskiego MSZ „International Affairs”, celem tej inicjatywy było zjednoczenie sił w celu stworzenia „odpowiedzi na amerykańską dominację na kontynencie europejskim”.

Cała koncepcja miała wyraźnie antyamerykański i antytransatlantycki wektor, idealnie wpisując się w rosyjską wizję „Wielkiej Europy od Lizbony do Władywostoku”. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie Niemcy były głównym hamulcowym wejścia Ukrainy do NATO, a rząd Donalda Tuska, w przeciwieństwie do rządu PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, torpedował projekt budowy w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej.

Ideologiczne podstawy tego sojuszu najlepiej oddają słowa prorosyjskiego „geopolityka” Leszka Sykulskiego, czołowego promotora Trójkąta Kaliningradzkiego w Polsce, który w 2012 roku pisał:

„Polska dyplomacja (także ta wojskowa) powinna dążyć do włączenia się naszego kraju do inicjatywy niemiecko-rosyjskiej. Zamiast straszyć obywateli ćwiczeniami »Zachód« czy »Ładoga«, warto ściśle współpracować na niwie militarnej z Niemcami i Rosją”.

Źródło: Gazeta Polska