Do zwalczania nielegalnej migracji potrzeba ścisłej współpracy między europejskimi partnerami oraz wzmocnienia ochrony zewnętrznych granic Europy - to uzgodnienia, jakie zapadły po piątkowej rozmowie telefonicznej między premierem Donaldem Tuskiem, a kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Wcześniej szef polskiego rządu rzekomo oburzył się na decyzję o wprowadzeniu kontroli na wszystkich granicach lądowych naszego sąsiada. Z informacji podanych przez rzecznika niemieckiego rządu wynika, że Berlin nie przejmuje się zdaniem polskiego premiera.
W poniedziałek szefowa MSW Niemiec Nancy Faeser zapowiedziała, że od 16 września ruszą tymczasowe kontrole na wszystkich granicach lądowych kraju. Kontrole mają obowiązywać przez co najmniej pół roku.
Decyzję Niemiec we wtorek skrytykował Donald Tusk, a nagłówki o jego "oburzeniu" zalazły sprzyjające mu media. Premier oznajmił, że jego zdaniem decyzja władz Niemiec o przywróceniu kontroli to "de facto zawieszenie (funkcjonowania) strefy Schengen na dużą skalę".
Po trzech dniach udało mu się w tej sprawie porozmawiać telefonicznie z kanclerzem Olafem Scholzem. I co? I nic. Według rzecznika rządu federalnego Steffena Hebstreita, Scholz i Tusk zgodzili się, że wyzwania związane z nielegalną migracją i przemytem można pokonać tylko razem, a ścisła współpraca między europejskimi partnerami jest niezbędna.
Szefowie rządów uzgodnili także zwiększenie ochrony zewnętrznych granic Europy, szczególnie w obliczu „cynicznej instrumentalizacji migrantów przez Białoruś” – przekazał niemiecki rzecznik.
W komunikatach nie ma jednak ani słowa o tym, że Berlin porzuci swoje plany, bądź chociaż złagodzi planowane kontrole.
Według portalu tagesschau kanclerz Niemiec planuje rozmowy z szefami rządów innych państw UE.