Jeśli by jakiś nowy Dante, urodzony nad Wisłą, a nie w okolicach Arno, tworzył polską wersję „Boskiej Komedii”, miałby szerokie pole do popisu, jeśli chodzi o wszystkie kręgi piekła. Iluż tam by się znalazło „Polaków”. Niektórych w szatańskie kręgi wrzucił już Wyspiański – u niego hetman Braniecki jest kąsany przez diabły wypominające mu: „Braliście pieniążek moskieski”. Także Słowacki w Kordianie widział w piekielnych kotłach nieudolnych dowódców powstania listopadowego. Lista zdrajców, kanalii i łotrów była i jest niestety bardzo długa. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej, gdy nasi żołnierze bili się z Moskalem broniąc Polski i zachodniego świata przed ruską dziczą, już był przecież szykowany rząd zdrajców, który miał zaraz po zwycięstwie zainstalować się w Warszawie. A tworzyli go „Polacy” na usługach Moskwy – Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon. Tymczasowy Komitet Rewolucyjny. Ich potomkowie – komuniści polscy – tworzyli rząd polski po 1945 roku. Te polskie kolejne rządy, pierwsi sekretarze, premierzy, ministrowie, ten prezydent Bierut, a potem Rada Państwa, owi generałowie, pułkownicy, ci członkowie WRON i PRON – oni wszyscy niczym się nie różnili od Dzierżyńskiego, Marchlewskiego i Kona, stojących za linią frontu i czekających na to, by przejąć władzę w Polsce. Byli narzędziami, sługusami Moskwy – i doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Jerzy Urban był „ustami” rządu morderców i katów. Gdyby ktoś teraz pisał tę polską „Boską Komedię”, znaleźć się powinien w jednej z najbardziej „honorowych” lóż, w najbardziej widocznym kręgu piekła. A tymczasem okazało się, że ma wielu obrońców i apologetów. Tomasz Lis nazwał go „wybitnym”. Niektórzy zobaczyli go nawet… w Niebie.
Jezuita Grzegorz Kramer napisał: „Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi, jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki”.
Mam jednak nadzieję, że piekło istnieje – dla zatwardziałych grzeszników. Tak jak istnieje Boże Miłosierdzie – dla tych, którzy się nawrócili.