Runął pomysł jednej listy opozycji, który tak usilnie lansował Donald Tusk. Lider PO okazał się politykiem zbyt słabym, by zjednoczyć ugrupowania nawet wokół tak prosto zdefiniowanego programu jak nienawiść do PiS. To między innymi pokazuje jego kruchą pozycję – nie tylko nie udało mu się zdominować opozycyjnej strony sceny politycznej, ale pojawiły się już głosy, by wreszcie wybrał się na emeryturę. Najbardziej wprost wyraził to Aleksander Kwaśniewski, który w jednej z rozgłośni radiowych radził Donaldowi Tuskowi, by ustąpił miejsca Rafałowi Trzaskowskiemu, który, zdaniem byłego prezydenta, „jest łatwiejszy do zaakceptowania” i że „byłaby to sensowna zmiana pokoleniowa”. Do topienia Tuska dołączyła „Rzeczpospolita” publikująca sondaż, w którym zapytano respondentów, kto byłby najlepszym kandydatem opozycji na premiera. 27,7 proc. wskazało na Rafała Trzaskowskiego, na Donalda Tuska zaś… 6,7 proc. Więcej od byłego „króla Europy”, bo blisko 9 proc. wskazań otrzymał były prezenter telewizyjny Szymon Hołownia. Oczywiście politycy PO dyscyplinowani przekazami dnia z kierownictwa partii powtarzają, że kandydatem na premiera ich obozu jest Donald Tusk, ale staje się jasne – także w samej Platformie – że obecny lider raczej ich obciąża, niż buduje. Między innymi dlatego, że staje się coraz bardziej niewiarygodny. Składa się na to wiele czynników, ale chyba najbardziej znaczącym jest niechęć lidera PO do otwartego poparcia walczących z rosyjskim barbarzyństwem Ukraińców. Mimo że wojna trwa już rok, Tusk nie znalazł czasu, by postawić stopę na ukraińskiej ziemi, nie znalazł też okazji, by uścisnąć dłoń prezydenta Zełenskiego podczas jego pobytu w Polsce czy w Europie.
Pewnego rodzaju sprawdzeniem wiarygodności Tuska będzie wizyta prezydenta USA w Polsce. Podczas poprzedniej, mimo zabiegów Platformy, Joe Biden nie zgodził się na spotkanie z liderem PO. Czy tym razem Tusk doprosi się wspólnego zdjęcia z prezydentem Bidenem – zobaczymy, ale wydaje się, że raczej nie należy się tego spodziewać.
Mimo milczenia propagandowych mediów POstkomuny sprawy te nie umykają opinii publicznej – tak jak nie umknęły jej kłopoty Radosława Sikorskiego, którego Tusk postanowił osobiście bronić. Europejska prasa przez kilka dni przynosiła informacje o torbach z pieniędzmi, jakie Sikorski miał pobierać za „doradztwo” – i te doniesienia trudno zlekceważyć, bo to nie media „pisowskie” przynoszą te rewelacje, zatem wyborcy PO nie mogą nie zwracać na to uwagi. Przeciwnie – jak wiemy, wyborcy PO są szczególnie wrażliwi na wszelką „europejskość” i wstyd, jakim z powodu aktywności pozaparlamentarnej okryty jest obecnie Sikorski, z pewnością i do nich się przebija. Stare i nowe grzechy POstkomuny zaczynają ich ścigać i faktycznie – ucieczką do przodu mogłaby być zmiana pokoleniowa. Tyle że ani Tusk, ani Sikorski nie mają zamiaru odchodzić z polityki, a następców, którzy byliby wiarygodni, brakuje. Z punktu widzenia interesów Zjednoczonej Prawicy należy kibicować temu, by Tusk utrzymał się jako lider PO, ciągnął za sobą Sikorskiego i resztę, bo to gwarantuje klęskę tej partii. Koniecznie też na pierwszej linii powinna pozostać Izabela Leszczyna, która słynie z opowiadania różnych głupstw ekonomicznych (nie ma wykształcenia ekonomicznego, ale z uporem wartym lepszej sprawy jest lansowana w PO na kogoś w rodzaju finansowego eksperta), a teraz wsławiła się pogardą wobec protestujących w 2015 roku górników. „To byli chuligani” – oświadczyła, a za nią to określenie powtarzali inni politycy POstkomuny.
Oczywiście nie wszystko im nie wychodzi – przyznajmy, w kłamstwie i manipulacji nadal bywają skuteczni i udało im się wprowadzić do opinii publicznej hasło o rzekomych nieprawidłowościach w przyznawaniu środków przez MEN pod hasłem „willa plus”. Kłamiąc, poobrażali przy okazji wiele organizacji pozarządowych, które otrzymały z programu MEN środki na pomoc dla niepełnosprawnych dzieci czy zakup auta do przewożenia inwalidów – ale przecież nikt w PO tym się nie przejmuje. Pogarda dla zwykłych ludzi spoza wielkich miast jest obok kłamstwa jedną z najbardziej charakterystycznych cech tego środowiska.
Przy okazji debaty o funduszu z MEN o wartości 40 mln zł pojawiła się informacja o tym, że Rafał Trzaskowski wydaje z budżetu Warszawy na organizacje pozarządowe – bagatela – 300 mln zł rocznie. Na osiedlach na Białołęce, Wawrze czy w Wilanowie, gdzie obok nowych bloków nie ma nowych dróg dojazdowych i nowoczesnych skrzyżowań, ta informacja robi także znaczące wrażenie. Totalna opozycja ma – wbrew buńczucznym wypowiedziom – poważne kłopoty. Zarówno sama ze sobą, jak i z utrzymaniem wiarygodności u własnych wyborców.