Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Krzysztof Karnkowski
02.12.2025 13:30

Rząd na wojnie z prezydentem. Kosztem Polski

Minęły ponad dwa tygodnie od aktu sabotażu na torach kolejowych, który tylko cudem nie doprowadził do dramatu. Jego sprawcy bez problemu opuścili nasze państwo, wcześniej również wjechali tu jak do siebie, choć powinni wzbudzić czujność polskich służb. W tym czasie sąd zwolnił z aresztu kierowcę pomagającego dywersantom. Zachowanie instytucji państwa jest jawną zachętą do podobnych działań w przyszłości, tymczasem można odnieść wrażenie, że jedyna wojna, jaka interesuje rząd, to ta prowadzona z prezydentem Karolem Nawrockim i jego otoczeniem.

Powołanie Radosława Sikorskiego na urząd wicepremiera w ramach szumnie zapowiadanej rekonstrukcji rządu w lipcu tego roku wśród komentatorów dość powszechnie odbierane było jako element przyjęcia przez Donalda Tuska konfrontacyjnej postawy wobec świeżo wybranego prezydenta. Szef MSZ wielokrotnie wchodził w polemiki z Nawrockim, równocześnie próbując ustawiać go w roli jedynie przekaziciela opinii rządu na forum międzynarodowym. Strategia ta była widoczna choćby podczas wizyty głowy państwa w Stanach Zjednoczonych, jednak ówczesne starcie zakończyło się wygraną prezydenta i wizerunkowym ośmieszeniem Sikorskiego. Tego drugiego zapamiętamy głównie ze zdjęć sprzed Białego Domu. Sikorski z tej lekcji nie wyniósł niczego poza przekonaniem, że w relacjach z Pałacem Prezydenckim odgrywać ma rolę harcownika. Bo choć państwu i spójności jego polityki zdecydowanie to nie służy, to taka postawa podoba się w najtwardszym elektoracie KO.

Ambicje Sikorskiego

O tym, że Radosław Sikorski, który dwukrotnie przegrał prawybory prezydenckie we własnych szeregach, wciąż ma ambicje pokierowania pracami rządu Koalicji Obywatelskiej, mówi się od wielu miesięcy. I choć organizowana przez niego, konkurencyjna wobec skromnego Campusu Rafała Trzaskowskiego, impreza „Zew” nie była oszałamiającym sukcesem, Sikorski stara się zwiększać swoje poparcie wśród najbardziej radykalnych segmentów elektoratu KO, grup aktywnych w internecie (zwłaszcza w tych tworzonych i orkiestrowanych przez Romana Giertycha) oraz odbiorców kanałów Jana Pińskiego i Elizy Michalik. I w tym działaniu jest akurat skuteczny. Tym bardziej, im mocniej wchodzi w spór z prezydentem.

Spór ten ma zaś charakter przede wszystkim kompetencyjny. Podczas niedawnego wystąpienia w Sejmie minister Sikorski nie tylko nazwał Nawrockiego „nacjonalistą” i zarzucał mu wspieranie idei wystąpienia Polski z Unii Europejskiej, lecz również próbował przekonać go do rezygnacji z prób współtworzenia naszej polityki zagranicznej. „Rola konstytucyjna, do jakiej naród pana wybrał, nie pozwala kształtować polskiej polityki zagranicznej wedle własnego widzimisię. Jest pan najwyższym reprezentantem Polski w stosunkach z zagranicą. Reprezentantem. Reprezentuje pan politykę zagraniczną, którą zgodnie z art. 146 Konstytucji formułuje Rada Ministrów” – pisał Sikorski. 

Owszem, artykuł ten wskazuje na rząd jako organ prowadzący politykę zagraniczną, natomiast art. 136 głosi, że „prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem”. W ustawie zasadniczej nie ma żadnego zakazu dla prezydenckiej inicjatywy w tym względzie, trudno bowiem, by ustawą, nawet najważniejszą, nakazywać pełną jednomyślność przedstawicieli różnych organów władzy państwowej. Przez lata politycy KO krytykowali prezydenta Andrzeja Dudę za brak własnego zdania i bycie „długopisem” Jarosława Kaczyńskiego, choć był to obraz daleki od prawdy. Dziś oczekują, by Karol Nawrocki stał się notariuszem ich rządu, firmując politykę, którą uważa za szkodliwą, i podpisywał każdą nominację – nie tylko w dyplomacji (nominacje ambasadorskie Ryszarda Schnepfa i Bogdana Zdrojewskiego, a także świeża sprawa odmowy przyznania odznaczeń, wobec których resort nie raczył nawet w wielu przypadkach przygotować uzasadnienia), ale i w służbach czy wymiarze sprawiedliwości. Przypomnijmy, że po niedawnej odmowie awansów sędziowskich dla 46 sędziów, zaangażowanych wcześniej w krytykę zmian w wymiarze sprawiedliwości, Nawrocki odmówił uhonorowania oficerów służb, którzy wcześniej – według stanowiska Pałacu Prezydenckiego – mogli być zaangażowani w destabilizację kampanii kandydata na najważniejszy urząd w państwie. 

Nawrocki ma prawo oponować 

Kwestia awansów oficerskich ma jeszcze głębszy wymiar. Chodzi nie tylko o domniemaną ingerencję służb w kampanię, lecz również obecne zachowanie ich zwierzchników. Ci, mimo że prawo nakłada na nich taki obowiązek, odmawiają spotkania z prezydentem RP i przekazywania mu informacji. Nie tylko na temat awansów czy odznaczeń, lecz przede wszystkim dotyczących bieżących zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa i planów przeciwdziałania. Co więcej, w myśl ustawy o obronie ojczyzny prezydent „może zwracać się do wszystkich organów władzy publicznej, administracji rządowej i samorządowej, przedsiębiorców, kierowników innych jednostek organizacyjnych oraz organizacji społecznych o informacje mające znaczenie dla bezpieczeństwa i obronności państwa”. 

Dziś instytucje podległe pośrednio lub bezpośrednio premierowi Donaldowi Tuskowi nie realizują tych obowiązków. – Odwołano cztery moje spotkania z szefami służb – to właśnie na nich miały zostać omówione kluczowe kwestie dla bezpieczeństwa Polski; miały też zapaść decyzje dotyczące nominacji oficerskich – mówił w pierwszych dniach listopada Nawrocki. – W ten sposób po raz kolejny premier wykorzystał służby specjalne w walce politycznej. W czasie, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, zdecydował, że prezydent, zwierzchnik sił zbrojnych, ma być pozbawiony dostępu do najważniejszych informacji o bezpieczeństwie państwa – ostrzegał. 

Rząd nie ma znaczenia na arenie międzynarodowej

Te przepychanki angażują rząd w momencie, gdy na arenie międzynarodowej sprawy bezpośrednio dotykające bezpieczeństwa naszego kraju wyraźnie przyspieszają. Obserwujemy duży ruch w sprawie pokoju na Ukrainie. Pomysły przedstawiane przez Amerykanów nie zawsze są najlepszymi możliwymi rozwiązaniami z punktu widzenia Polski, tymczasem podczas ważnych rozmów z udziałem państw UE, które mają mieć większe znaczenie w zakresie postanowień przyszłego pokoju, naszego rządu nie ma. I to nie dlatego, że jesteśmy, jak próbuje tłumaczyć Paweł Kowal, zbyt silnym, budzącym niepokój stron graczem. W budowaniu naszej pozycji nie pomaga na pewno fakt, że rząd na wszelkie możliwe sposoby toczy polityczną wojnę z prezydentem. Wbrew zapewnieniom Tuska i jego ludzi nasza pozycja w polityce międzynarodowej słabnie, co widać nie od dziś. Z kwestii ukraińskich wycinani jesteśmy od dawna, o czym przekonał się sam premier, podróżujący niegdyś do Kijowa w innym wagonie niż pozostali europejscy przywódcy. 

Poza aktami dywersji wzmaga się też inny atak na Polskę, tym razem w kwestiach polityki symbolicznej. Wracają fałszywe narracje o naszej współwinie za zbrodnie II wojny światowej, obecne w stanowiskach żydowskich historyków, jak i nowych publikacjach, przedstawianych jako prace naukowe. Niedawno w głoszenie narracji o polskiej winie bardzo aktywnie włączyła się TVP. Czy jest to wstęp do szerszej geopolitycznej zmiany, w której rolę odegrać ma też radykalizacja naszej sceny politycznej? Niepokojących pytań można dziś postawić bardzo wiele, niestety giną one w rządowej kanonadzie, wymierzonej wyłącznie w kompetencje prezydenta, a więc osoby mającej potencjał, by jednoczyć Polaków w sytuacji zagrożenia. 

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane