Mark Twain mawiał, że „kłamstwo obiegnie Ziemię, zanim prawda zdąży włożyć buty”. Niestety doświadczamy tego w naszym medialnym grajdole na co dzień.
Ostatnio okazało się to brutalnie prawdziwe w przypadku księdza Jacka Stryczka, twórcy „Szlachetnej Paczki”, który trzy lata temu został oskarżony o mobbing. Szczerze powiedziawszy, zawsze unikałem tego typu tematów z uwagi na to, że zwykle po latach zarzuty nie bronią się w sądzie. Najczęściej żale pracowników okazują się sposobem na awans lub pozbycie się niechcianego szefa. W każdym razie po trzech latach śledztwa w sprawie księdza Stryczka nie ma ani jednej osoby uznanej za pokrzywdzoną. Jakby tego było mało, okazało się, że autor artykułu w Onecie, który pracował nad materiałem pięć miesięcy, zdawał sobie sprawę z tego, że problem w Stowarzyszeniu „Wiosna” nie ogranicza się jedynie do szefa, lecz ma swoje „diabelskie odbicia”. Żeby nie było wątpliwości, te „diabelskie odbicia” to m.in informator autora. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że dziennikarz – Janusz Schwertner – przez miesiące zbijał na sprawie swój kapitał. Możecie sobie Państwo posłuchać tych jego napuszonych haseł, które mogłyby być monologami wypowiadanymi w filmie przez Spidermana lub innego superbohatera, zbawcę ludzkości. Autor nie jest w mediach od wczoraj. Wiedział, że zniszczy życie księdzu, nagłaśniając sprawę, i wiedział, że przetrąci kręgosłup jednej z najfajniejszych akcji charytatywnych w polskiej historii. Zrobił to jednak, bo wiedział, że przyniesie mu to zwykłą popularność. Przyniosło. Dziś jest pewnie dla młodych ludzi autorytetem. Wszystkim, którzy chcą go słuchać, opowie, jak powinno wyglądać dziennikarstwo. Ludzi, którzy powiedzą mu: „Sprawdzam” – jak Paweł Zastrzeżyński z „Dziennika Polskiego” – będzie mieszał z błotem z pozycji piedestału. Taki dziennikarski odpowiednik Lecha Wałęsy, który to uzyskał międzynarodowe uznanie przez krzywdę innych.