Podczas gdy kraje bałtyckie robią, co mogą, by odseparować się od agresywnego sąsiada, dodatkowo umacniając swoje granice, premier Donald Tusk ogłasza, że jeszcze w listopadzie otwarte zostaną dwa przejścia graniczne z Białorusią. Przyznam, że bacznie obserwuję wschodnią politykę, ale może coś mi umknęło. Co takiego reżim Alaksandra Łukaszenki zrobił w ostatnim czasie, byśmy zdecydowali się na taki krok? Czy uwolnił Andrzeja Poczobuta? Nie. Zamiast tego wtrącił go do izolatki, by jeszcze bardziej upodlić. Czy zaprzestał wojny hybrydowej na granicy z wykorzystaniem nielegalnych imigrantów? Nie. Czy w swojej propagandzie skończył z chronicznym atakowaniem Polski i robieniem z nas agresora? Nie. Wreszcie czy porzucił agresywną politykę, nastawioną na prowokacje militarne? Również nie. W czasie, gdy Tusk ogłaszał swoją decyzję, Łukaszenka poinformował o rozmieszczeniu, jeszcze w tym roku, rosyjskiego Oriesznika, czyli systemów rakietowych zdolnych do przenoszenia broni jądrowej, na swoim terytorium. Białoruś eskaluje, my znowu odpuszczamy. Nie wróży to nic dobrego.
Odpuszczamy reżimowi
Lekceważenie zagrożenia zawsze kończy się źle, a nawet tragicznie.