Żeby aktor Robert De Niro mógł stwierdzić, że doradca prezydenta Stephen Miller jest „nazistą” i zachowuje się jak Joseph Goebbels. Żeby inny aktor, John Cusack, mógł oświadczyć, że Trump jest autorytarny, a jego „zamaskowani bandyci porywają ludzi”. Słusznie mówi republikański spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson o „wzroście marksizmu w Partii Demokratycznej”. To oligarchowie i prawdziwi królowie radykalnej lewicy pokroju George’a Sorosa są problemem Ameryki, a nie Trump. Bez ich gigantycznych pieniędzy nie byłoby protestów i amerykańskich marksistów.
Królowie marksistów
W sobotę odbyły się wiece „No Kings” („Bez królów”). Protestowano przeciwko Donaldowi Trumpowi i jego polityce. Wszystko po to, aby komunizujący senator Bernie Sanders mógł powiedzieć, że megamiliarderzy „przejęli kontrolę” nad gospodarką.