Coraz bardziej spektakularna jest przepaść między obozem Zjednoczonej Prawicy a totalną opozycją. Ostatnie dni uwypukliły kontrast między programem nienawiści i pogardy proponowanym przez Donalda Tuska a merytoryczną, modernizującą Polskę wizją Jarosława Kaczyńskiego.
POstkomuna nie jest przygotowana do objęcia rządów, za to prze do konfliktu społecznego, z uruchomieniem form przemocy włącznie. PiS ma nie tylko program i wiedzę, jak go zrealizować, ale też wiarygodność, że to, co obieca, zostanie zrobione. Zagadką jest, dlaczego politycy PO tak chętnie wciąż wchodzą w program szczucia i nienawiści, zamiast tworzyć choćby pozory pracy merytorycznej. Tusk nie jest w stanie przebić szklanego sufitu na poziomie co najmniej dziesięciu punktów procentowych poparcia poniżej znienawidzonego przezeń Prawa i Sprawiedliwości. Wizerunkowo przeistacza się w starca plującego jadem i wypowiadającego pełne pogardy zdania o wyborcach Zjednoczonej Prawicy – to szczucie może działać na głupiutką warszawkę i środowiska wyrosłe z nomenklatury PRL, ale przecież nie na ogół Polaków. Może liderzy POstkomuny uznali, że merytorycznie nie mają szans na wyborcze zwycięstwo – obóz Jarosława Kaczyńskiego przykrywa ich czapkami, co pokazał choćby ostatni weekend i konwencja programowa PiS. A przedsięwzięcia, które miały pokazać rzekome nieudacznictwo rządów Zjednoczonej Prawicy – jak niedawne nagrywanie filmików z kotletami schabowymi, których podobno w Polsce brakuje – wywołały więcej śmiechu niż posłuchu nawet wśród własnych wyborców. Wcześniejsze akcje – że nie będzie chleba, węgla, gazu, paliwa itp. – także były jak kulą w płot. Idiotyzmy wygadywane przez polityków Platformy o rzekomych astronomicznych cenach paliwa i w związku z tym o „okradaniu” Polaków przez Orlen, zostały błyskawicznie zweryfikowane przez ich wyborców, którzy w drodze na majówkę w Chorwacji, we Włoszech czy Francji mogli te ceny porównać. I wzruszyć ramionami – bo w Polsce benzyna jest w tej chwili znacznie tańsza. Tusk, opierając się na takich tuzach intelektu jak Kinga Gajewska czy Arkadiusz Myrcha, nie ma wyjścia – z narzędzi komunikacji politycznej sięga po kije bejsbolowe, bo na nic innego tego środowiska politycznego już nie stać. Trzeba to napisać serio – mamy dziś do czynienia z ugrupowaniem zdominowanym przez działaczy, których cechuje prostactwo, chamstwo i głupota, a nie intelektualne czy analityczne rozważania nad projektami dotyczącymi przyszłości kraju. Wydaje się zatem, że postawienie programowe na pogardę i nienawiść niekoniecznie jest tylko wynikiem podjęcia decyzji, że to szczucie może zadziałać. Ten wybór może wynikać z… braku wyboru. POstkomuna nie ma w istocie intelektualnego zaplecza, które może sprostać rywalizacji z obozem Jarosława Kaczyńskiego. Młode pokolenie PO – dzieci cinkciarzy i aparatu pezetpeerowskiego nie zastąpią dawnych polityków tego kiedyś szeroko pojmowanego obozu – ani Mazowieckiego, ani Geremka, ani Krzyżanowskiej. Przepaść intelektualna, w jaką stoczył się tzw. obóz liberalno-demokratyczny, jak lubią się nazywać po 89 roku, jest szokująco głęboka. I miotający się na kolejnych spotkaniach Tusk chyba dobrze o tym wie – rozpaczliwe próby poniżania wyborców i polityków Prawa i Sprawiedliwości mają na celu przykryć ten prymitywizm własnego środowiska, odwrócić uwagę od skali upadku. Mówi o politykach PiS „złodzieje” – a to jego kilkunastu już ministrów siedzi albo ma zarzuty o złodziejstwo. Mówi o „nieudacznikach”, a wystarczy zapytać dowolnie wybranego kierowcę taksówki w Warszawie o jakość rządów PO w tym mieście, by słowo „nieudacznicy” usłyszeć jako najłagodniejsze określenie. Wreszcie mówi o wyborcach PiS-u, że żyją na koszt państwa, „chlejąc” i bijąc żony oraz dzieci i że to „siła” tego ugrupowania. Oj, wiele kłopotu mają teraz politycy PO, by przekonywać, że Tusk nie chciał nikogo obrazić, że to nie były słowa o „wszystkich” wyborcach PiS. Jednak pogarda, z jaką lider POstkomuny te zdania wypowiadał, były autentyczne. I zapewne trafiły do najbardziej wyćwiczonych już w tych uczuciach do PiS wyborców PO spod znaku ośmiu gwiazdek. W relacji ze spotkania, na którym te haniebne słowa padły, było widać, jak żywiołowo zareagował na nie aktyw partyjny. Ale emocja, z którą mówił Tusk, mogła być też prawdziwa, gdyż zna on dobrze patologię, którą raczył przypisać Prawu i Sprawiedliwości. Jak wynika z jego własnych wspomnień, sam wywodził się z rodziny, gdzie było picie i bicie. Jego ojciec bił go regularnie, a mały Donald mógł jedynie wybierać, jakim pasem – grubym czy szerokim – będzie bity. „Zrozumiałem słowo wybór” – wspominał. Trauma dzieciństwa Tuska godna jest współczucia. Wynikająca – być może także z niej – nienawiść i chęć poniżenia przeciwnika za wszelką cenę zasługują na potępienie. Moim zdaniem, jest już jasne, że jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, Tusk i jego obóz te wybory przegrają. Między innymi przez własną nienawiść.