Kremlowi już nic nie pomaga. Ani fala terroru na Ukrainie, ani szczyt państw WNP, gdzie przedstawia siebie jako dobrotliwego i zatroskanego o przyszłość bloku gospodarza. Polityka Putina konsekwentnie wprowadzana w życie od chwili, kiedy został premierem (1999 r.) i szefem FSB, polegała na próbie wskrzeszenia dawnego sowieckiego imperium metodą małych kroków.
Próba odbudowy imperium
Tylko wyjątkowo naiwni i zaślepieni zachodni politycy widzieli w nim męża opatrznościowego, który zapewni pokój i spokój w tej części świata. Te same działania, które na Zachodzie odbierano jako konieczne i oczywiste, wśród krajów sąsiadujących z Rosją były przyjmowane nieufnie. Gry Kremla nie przejrzał chyba żaden z zachodnich polityków zaślepionych perspektywą dostarczania za półdarmo syberyjskiego gazu do Europy.
Teraz z perspektywy czasu niektórzy analitycy wysuwają przypuszczenie, że czas jelcynowskiej „smuty”, czyli okresu, gdy nie było silnej władzy, był być może specjalnie wyreżyserowany w celu przygotowania gruntu do powrotu wielkiego imperatora i „wybawiciela”. Niestety ostrzeżenia tych, którzy nie ufali poczynaniom Rosjan i przestrzegali, że na Czeczenii i Gruzji się nie skończy, były wyśmiewane jako głosy rusofobów.
Sytuacji nie zmienił także zamach smoleński, który powinien był być dzwonkiem alarmowym dla zachodnich elit polityczno-biznesowych. Gdzieś na europejskich salonach zdecydowano jednak o dalszym wsparciu dla Putina i zabieganiu o lukratywne kontrakty z Rosją. Skończyło się tak, jak ostrzegał śp. Lech Kaczyński w Tbilisi, na realizacji kolejnego imperialnego celu Moskwy, czyli najazdu na Ukrainę.
WNP się rozlatuje
Pod koniec grudnia ub.r. Wspólnota Niepodległych Państw, zrzeszająca dziewięć krajów byłego ZSRS, odbyła nieformalny szczyt w Sankt Petersburgu. Miejsce to zostało wybrane, aby podkreślić aspiracje Rosji do pozostania hegemonem w tej organizacji, która powstała w 1991 r. Paradoksalnie jednak ten szczyt może oznaczać początek końca dominacji Rosji w geopolitycznej przestrzeni, która obejmuje znaczną część byłego terytorium ZSRS.
WNP wciąż zrzesza: Białoruś, Rosję, Armenię, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan. Wspólnota ta jednak zdaniem wielu analityków jest jedynie pustym symbolem, ponieważ świat postsowiecki od dłuższego czasu jest podzielony, a potężni gracze, tacy jak Chiny, Stany Zjednoczone czy Unia Europejska, coraz śmielej zapełniają pustkę po Rosji.
Po inwazji na Ukrainę wiele państw zaczyna patrzeć na Rosję jak na potencjalne zagrożenie, a nie na naturalnego sojusznika. Wiele z nich zaczyna poszukiwać alternatywnych kierunków rozwoju, jak np. współpraca z Unią Europejską.
Dwie drogi
Wydaje się, że rosyjska inwazja obecnie nie grozi Gruzji. Oligarcha Bidzina Iwaniszwili, który wzbogacił się dzięki interesom w Rosji, wciąż ma silne wpływy w kraju i pomimo deklaracji stara się odnowić relacje z silnym sąsiadem. Obserwatorzy twierdzą, że polityka obecnego gruzińskiego rządu koncentruje się na cofaniu reform z czasów prezydentury Saakaszwilego, co oznacza faktyczne porzucenie dążenia do NATO i UE oraz zacieśnianie więzi z Rosją. Dzisiaj Gruzja kupuje rosyjską ropę, nie przyłącza się do sankcji, utrudnia ochotnikom udawanie się na front walki z Rosjanami i oskarża Kijów o chęć wciągnięcia jej w wojnę.
Portal i.pl zwraca uwagę, że podobny scenariusz co w Gruzji Rosja chciałaby realizować w Mołdawii. Tam jednak pełnię władzy ma obóz prozachodni i proreformatorski (prezydent Maia Sandu i jej partia). Kreml do obalenia prozachodnich władz chce wykorzystać partię finansowaną przez człowieka oskarżanego o związki z FSB, oligarchę Ilana Szora. Do przejęcia władzy szykują się także tradycyjni sojusznicy Moskwy, czyli socjaliści byłego prezydenta Igora Dodona. Rosja grozi także atakiem separatystów z Naddniestrza i odcina Mołdawii dostawy gazu.
Azerbejdżan jeszcze bliżej Turcji
Sytuacja w Azerbejdżanie i Armenii jest jednak zupełnie inna niż w Gruzji i nie powinna napawać Moskwy optymizmem. Z powodu utknięcia w wyniszczającym konflikcie z Ukrainą Rosja gwałtownie traci wieloletnią pozycję mediatora w konflikcie o Górski Karabach. Z powodzeniem zastępują ją Turcja i Unia Europejska. Ta ostatnia ma swój interes w trwałej stabilizacji Kaukazu Południowego, gdyż to jeden z alternatywnych wobec Rosji kierunków importu ropy i gazu z Azerbejdżanu.
Azerbejdżan w ostatnim czasie wykorzystał trudną sytuację Rosji i zmusił Armenię do realizacji zobowiązań zawartych przed blisko dwoma laty. W lipcu 2020 r. doszło do podpisania porozumienia, w wyniku którego UE pomoże Azerbejdżanowi podwoić eksport gazu do 2027 r. Taki ruch jest związany z dążeniem Brukseli do zastąpienia rosyjskich paliw kopalnych innymi źródłami energii.
Poza tym UE zapowiedziała, że pomoże sfinansować bezpośrednie połączenie energetyczne Azerbejdżanu z państwami członkowskimi UE przez Morze Czarne. W przyszłości możliwe jest również dołączenie do tego projektu Ukrainy i Mołdawii.
Armenia spogląda na Zachód
Wojna i sankcje, które po niej nastąpiły, uwypukliły ryzyko nadmiernej zależności od Moskwy, a nigdzie nie stało się to bardziej widoczne niż w Armenii, u bliskiego sojusznika Kremla na Kaukazie. Rośnie tam rozczarowanie niechęcią lub niezdolnością Rosji do interwencji w długotrwałym konflikcie terytorialnym z sąsiednim Azerbejdżanem, który cieszy się silnym wsparciem Turcji. Ormiańscy nacjonaliści zorganizowali po raz pierwszy protesty przed rosyjską bazą wojskową w Giumri, trzymając hasła sprzeciwiające się obecności rosyjskich wojsk rozjemczych w tym kraju. Zdaniem miejscowych mediów demonstracje przeciwko tradycyjnemu sojusznikowi i protektorowi kraju były co prawda niewielkie, ale bezprecedensowe.
Obecna sytuacja uświadomiła politykom w Erywaniu, że stawianie na tylko jednego sojusznika, Rosję, niewiele da. Stąd otwarcie premiera Nikola Paszyniana na rozmowy z Baku, z Ankarą oraz na zaangażowanie UE, USA i Francji. Jak poinformował portal Japantimes.co.jp, premier Paszynian ogłosił w styczniu, że Armenia nie będzie gospodarzem planowanych ćwiczeń wojskowych Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (kierowanej przez Rosję alternatywy dla NATO), po tym jak sojusz ten nie odpowiedział na ormiańskie prośby o pomoc w konflikcie z Azerbejdżanem.
Zdaniem analityków w tym roku można spodziewać się dalszego ograniczenia wpływów Rosji w tej części Kaukazu. Narasta przekonanie, że miejsce skompromitowanej najazdem na Ukrainę Rosji zajmie najprawdopodobniej w sporej części Turcja. Wpływy w tej części świata wzmocni także Unia Europejska.