Joe Biden w wywiadzie dla „NYT” wyraził się w sposób niepozostawiający złudzeń, że nie zalicza polskich Amerykanów do naprawdę inteligentnych ludzi. Można się spodziewać, że wypowiedź ta zrazi do głosowania na kandydata demokratów nie tylko polonusów, lecz także przedstawicieli innych mniejszości.
Może mieć to decydujące znaczenie dla amerykańskiej elekcji. Prezydentem USA zostaje kandydat, który uzyska większą liczbę głosów elektorskich (a nie większość ogółu głosujących), a te zależą od zwycięstwa w poszczególnych stanach, zwłaszcza tzw. swing states (stanach o zmiennych sympatiach politycznych), gdzie głos Polonii już wcześniej był decydujący. Ale wypowiedź Bidena to błąd podwójny, pokazuje bowiem wyższościową narrację demokratów i sprzyjających im mediów. Na demokratów mają głosować ci rzekomo mądrzy, wykształceni, z wielkich miast. Na republikanów... cała reszta. Znamy to z polskiego podwórka i skutek dzielenia wyborców na lepszych i gorszych powinien być taki sam. Wszakże w demokracji głos każdego obywatela ma tę samą wartość. Kto jak kto, ale kandydat, nomen omen, demokratów o tej prostej prawdzie powinien pamiętać.