Sąd w Gdańsku, skazując zabójcę Pawła Adamowicza, zmasakrował linię propagandową POstkomuny. Nie było żadnych przesłanek politycznych tego mordu, żadnych emocji sprawcy wywołanych treściami nadawanymi przez media publiczne. Sąd stwierdził to kategorycznie i nie zostawił nawet cienia hipotezy, że mogło być inaczej.
Politycy i działacze Platformy Obywatelskiej zostali tym samym zdemaskowani i skompromitowani w swych kłamstwach i szczuciu na dziennikarzy i – jak można było się tego spodziewać – niewiele sobie z tego robią. Jak wiemy, szczują i atakują niezależnych dziennikarzy każdego dnia. Ta działalność POstkomuny łamiąca zasady wolności słowa w demokratycznym kraju powinna wywołać skandal – liczne protesty organizacji dziennikarskich, międzynarodowe poruszenie środowisk medialnych. Nic takiego się nie dzieje z kilku co najmniej powodów – ale przede wszystkim dlatego, że środowisko medialne w Polsce od dekad kształtowane jest przez postkomunistyczne elity mające wpływ na większość dużych mediów w Polsce jako przedłużenie stanu z PRL. Nigdy po 1989 roku nie chodziło im o budowanie wolnych mediów, tylko o tworzenie frontu propagandowego ochraniającego system postkomunistyczny. Niezwykle symptomatyczne jest zresztą to, że dla postkomunistycznych mediów autorytetami byli i są tacy propagandyści systemu totalitarnego jak Daniel Passent czy Jerzy Urban. Warto pod tym kątem przeglądać portal i miesięcznik „Press” – tam jednoznacznie walczy się z niezależnymi dziennikarzami, propaguje się zaś postacie otwarcie służące POstkomunie lub wywodzące się z komunistycznych układów. Nic dziwnego, że środowiska te nie biorą w obronę dziennikarzy brutalnie atakowanych przez polityków postkomunistycznego układu – a słabość pozycji zawodowej pozostałych pracowników mediów każe im milczeć i się nie wychylać, pracę stracić można przecież z dnia na dzień. Niemniej warto wciąż to powtarzać – wolność słowa jest w Polsce zagrożona i nadal próbuje się ją ograniczać – za sprawą działań polityków PO – aż po doprowadzanie do fizycznego zagrożenia zdrowia i życia atakowanych przez nich dziennikarzy.
Antydemokratyczne podstawy myślenia polityków PO w ich ordynarnej walce z mediami widać bodaj najmocniej, ale przecież nie tylko tam. Ostatnio przegrywający kolejne sondaże Donald Tusk zapowiedział, że jeśli wróciłby do władzy, podejmie się w pierwszych stu dniach „działań niestandardowych” w walce z Prawem i Sprawiedliwością. Z tego, co dał do zrozumienia, POstkomuna ma zamiar użyć działań pozaprawnych do przejmowania instytucji, nad którymi nie ma dziś kontroli. Będzie to dotyczyć zarówno Trybunału Konstytucyjnego, sadownictwa, jak i można się domyślać – mediów. Tusk zapowiada zatem działania nie mające nic wspólnego z przestrzeganiem prawa, za to wiele z czysto bolszewickim, totalitarnym myśleniem, że w imię realizacji celów liczy się przemoc, a nie demokracja. Gdyby Tusk miał faktycznie szanse na zwycięstwo – należałoby bić na alarm. Ale POstkomuna ma dziś nikłe perspektywy na rządy – te zapowiedzi można więc oglądać jako kabaretowe występy starszego pana, który nie zrozumiał, że jego czas w polityce bezpowrotnie minął, w każdym razie jako kogoś, kto ma potencjał na przejęcie rządów w Polsce. Otwarcie o tym braku szans mówią zresztą potencjalni koalicjanci Platformy. Z Tuskiem przegramy – ostrzegają zarówno w PSL, jak i na Lewicy, i nie chcą słyszeć o wspólnej liście. POstkomuna nie ma dla nich przekonujących argumentów – przegrywa kolejne swoje kampanie: i te pełne nienawiści i hejtu wobec mediów publicznych i patriotycznych, i te wymierzone w Kościół i Jana Pawła II, i te codzienne – straszące różnymi kataklizmami, brakiem węgla, benzyny, pieniędzy w budżecie państwa itp.
Każdy dzień przynosi demaskację ich kłamstw i niegodziwości, ale też czynną ochronę ich działań przez pracowników „Wyborczej”, TVN i innych organów prasowych POstkomuny. Tyle że coraz trudniej im unieważniać kolejne skandale. Utrzymany areszt dla bliskiego współpracownika Tuska i Trzaskowskiego, sekretarza warszawskiego ratusza, nie zostawia wątpliwości, że materiał dowodowy na korupcję jest mocny. Informacja o tym, że ksiądz Blachnicki został zamordowany, natychmiast skierowała uwagę na współpracowniczkę SB, która rozpracowywała z mężem tego kapłana, a która ramię w ramię z Trzaskowskim występowała na rzecz „różnorodności” i została obdarowana 2 mln zł z kasy Warszawy dla swej fundacji. Esbecja znajduje w środowisku POstkomuny ochronę i wsparcie – to wiemy nie od dziś. Ale w ciągu ostatnich tygodni stało się to jasne – POstkomuna przyjęła ją wraz z dziedzictwem sposobu działania i dorobkiem m.in walczącego z Kościołem departamentu IV SB. To, że jest to dziś tak jasne, jest zjawiskiem pozytywnym – coraz więcej Polaków wie, z kim mamy do czynienia.