W Warszawie wykryto potężną aferę korupcyjną, w grę wchodzą miliony złotych łapówek za ustawione zlecenia od miasta, a Rafał Trzaskowski udaje, że… go to nie dotyczy.
Jeden z najbliższych współpracowników z kierownictwa stołecznego ratusza siedzi w areszcie, podobnie jak inny, zatrzymany wcześniej. Materiał dowodowy jest tak mocny, że tradycyjnie niechętne karaniu polityków PO sądy zdecydowały o ich areszcie. Tymczasem Trzaskowski zniknął – nie znalazł czasu, by wziąć udział w specjalnej sesji rady miasta dotyczącej korupcji w zarządzanym przez niego ratuszu. Nie raczył też wydać żadnego oświadczenia w stylu: „Korupcję w naszych szeregach będziemy wypalać gorącym żelastwem”. Nic z tych rzeczy – ani nie ma zamiaru wydawać żadnych komunikatów, ani zapewne zbyt mocno złodziejstwa w swoim otoczeniu czymkolwiek wypalać. Sygnał do tego dał Donald Tusk – mimo decyzji sądu i wagi dowodów oświadczył, że wierzy w nieskazitelną uczciwość swego byłego ministra. A to już kolejny były minister rządu Tuska, na którym ciążą poważne zarzuty korupcyjne. POstkomuna liczy na przemilczenie afery przez największe media, na to, że Polacy nie przypomną sobie, jakie standardy w istocie to środowisko reprezentuje.