„Nawet zmyślony przyjaciel nie chce być moim przyjacielem” – zabawnie rapuje Evtis w autoironicznym utworze „Słaby raper dwa”. Zanuciłem sobie te słowa, gdy wysłuchałem, jak Tusk się przechwala: „Z Joe Bidenem jesteśmy przyjaciółmi od wielu, wielu, wielu lat”. To trzykrotne powtórzenie gryzie się z tym, co Tusk pisał w książce „Szczerze” o spotkaniu z Bidenem w 2015 r., gdy był „królem Europy”.
Pochwalił się, że Biden powiedział mu, iż „jest pod wrażeniem mojego świetnego wystąpienia w Tbilisi podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję. »Patrzyłem tam na ciebie z wielkim uznaniem«”. I Tusk prostował, że to nie on, lecz Lech Kaczyński. Wygląda więc na to, że w 2015 r. Biden nie wiedział, jak… wygląda jego przyjaciel. Lansiarstwo Tuska „kogo to ja nie znam” stanie się teraz codziennością. Niewykluczone, że dowiemy się, iż znał też Roosevelta, Churchilla oraz Stalina, więc klękaj, chamie, co znasz tylko sąsiada zza płota! Gorzej, gdy ktoś postawi pytanie, jakie korzyści z tych znajomości miała Polska. Gorzej, bo domaganie się czegoś od „wielkich” tego świata dla polskiej nienormalności byłoby aktem chamstwa. Duma, że Tusk ich zna, powinna być dla nas wystarczającą nagrodą.