Kto kogo zasymiluje
Z całej Polski słyszę jednorodny przekaz: wszędzie awansują ludzie starego układu.
Ludzie, którzy przetrzymali okres represji PO z podniesioną głową, są niepotrzebni, ponieważ są zahartowani w walce, samodzielni, mają własne zdanie, więc nie będą służyć baronom, tylko sprawie. W działaniu pozostaną wierni swoim poglądom, a takich nikt nie potrzebuje. Stanowią nawet zagrożenie, bo nie mianują kuzyna lub siostry Zdzicha, co siedział w ławce ze Zbychem. Pozostaje im więc tylko zmywak. Cóż mogą zrobić, jak zaszkodzić baronom? Przecież nie mają ukrytej władzy ani zasobów, a na wyborach „i tak będą na nas głosowali. Przecież nie wybiorą pederastów!”.
Wszelkie zmiany zaczynają się od gromkich zapowiedzi o tworzeniu nowych instytucji, wymianie kadr, nowych mechanizmach awansu, potem wrzawa powoli jest wyciszana i wszystko kończy się na akceptacji starych układów, w które wsiąkają nowi i nawet nie zdają sobie sprawy, jak szybko stają się ich niewolnikami. „Przecież muszę prowadzić grę, bo mnie wykończą” – tłumaczą odnowiciele, mianując ludzi skompromitowanych na odpowiedzialne stanowiska, gdyż ich patroni mają wpływy, które liczą się w grach personalnych. No i żeby starzy nas wreszcie zaakceptowali i przytulili. Chcemy być jak oni!
W tej sytuacji wymiana kadr i generowanie nowych elit państwowych skończą się szybko asymilacją à la Orwell.