Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Tomasz Truskawa,
13.12.2016 17:42

​WRON-a Orła nie pokona

Kiedy siadam do pisania tego tekstu, zostało jeszcze wiele godzin do rozpoczęcia wszystkich manifestacji zapowiedzianych na 13 grudnia.

Kiedy siadam do pisania tego tekstu, zostało jeszcze wiele godzin do rozpoczęcia wszystkich manifestacji zapowiedzianych na 13 grudnia. Od wielu dni trwa jednak gorąca dyskusja na temat prawa przeciwników obecnego rządu do manifestowania w tym dniu. Dyskusja o tyle bezprzedmiotowa, że wolność zgromadzeń jest w naszym kraju zagwarantowana i nie można (na szczęście) nikomu udziału w nich zabronić..

Argumenty, że 13 grudnia nie powinno się urządzać manifestacji związanych z bieżącą polityką, są nietrafione. Wszak dwa lata temu formacja dziś rządząca, a ówcześnie będąca w opozycji, również zorganizowała manifestację w rocznicę wybuchu stanu wojennego, która nie była poświęcona jedynie pamięci ofiar.

Zdewastowani

Nie powinno nas również oburzać to, jakie hasła przyświecają opozycji totalnej, która organizuje marsze. Wszak jej świętym prawem jest możliwość autokompromitacji. Tak bowiem trzeba nazwać główne hasło protestu: „Stop dewastacji Polski!”.

Ale może to przewrotne? Bo gdyby dokładnie się przyjrzeć, to rzeczywiście nastąpiła w naszym kraju ogromna dewastacja: zdewastowano układ, który pozwalał miesiącami mataczyć w postępowaniu wobec Amber Gold. Zdewastowano układ, w którym ludzie zmuszeni byli kupować na zeszyt, a przedstawiciele tzw. elity nazywali pracujących za mniej niż 6 tys. zł „idiotami lub złodziejami”. Cóż, dewastacji ulega również układ, w którym prezes sądu wykonuje posłusznie zalecenia przedstawicieli rządu, a na osoby związane z parlamentarną opozycją czekają „rozgrzani sędziowie”. Chyba właśnie taką dewastację chcą swoim marszem powstrzymać środowiska podpisane pod apelem z 3 grudnia br. Można byłoby zresztą polemizować z innymi tezami zawartymi we wspomnianym apelu, jednak ich nieprawdziwość zwalnia nas z tego obowiązku.

Moje oburzenie budzą zatem nie data tej opozycyjnej manifestacji i nawet nie jej hasła. Moje oburzenie – a mówiąc wprost: obrzydzenie – budzą niektóre nazwiska jej współorganizatorów. Władysław Frasyniuk czy Grzegorz Schetyna podpisujący wspólny apel z osobnikiem, który stan wojenny nazywa „kulturalnym wydarzeniem”, biorą na siebie uwiarygodnienie takich postaw i poglądów. Występując wspólnie z Mateuszem Kijowskim, który pluje w twarz rodzinom zamordowanych górników z KWK „Wujek”, nazywając ich „ofiarami zamieszek”, stawiają się w jednym rzędzie z apologetami stanu wojennego. Aprobują zarówno cele, jak i metody, którymi posłużyła się wówczas władza komunistyczna.

Głowa pełna przekazów

Do tak zdecydowanej oceny postępowania ważnych i zasłużonych dla odzyskania niepodległości postaci uprawnia mnie dodatkowo wypowiedź Frasyniuka dotycząca Adama Mazguły, w której stwierdza, że „każdemu trzeba dać drugą szansę i nikogo nie można przekreślać”. Jakby Frasyniuk nie zauważył, że temu człowiekowi Polska drugą szansę już dała – on z niej nie skorzystał. Co więcej – Mazguła nadal ma głowę pełną sowieckich przekazów. Jeszcze dziś gotów jest wyruszyć na wojnę z RP w interesie PRL‑u. Sam to zresztą przyznaje, wzywając do wypowiedzenia posłuszeństwa legalnie wybranemu rządowi.

Tu dochodzimy do kolejnego bulwersującego elementu apelu „opozycji totalnej” – czyli do zdania: „Dziś nadeszła chwila, by wypowiedzieć posłuszeństwo tej władzy”. Można na to wezwanie patrzeć z przymrużeniem oka, bo jak niby mają owo wypowiedzenie posłuszeństwa zrealizować? Podatków nie zapłacą? Może przejdą na ruch lewostronny lub masowo oddadzą dowody osobiste? Osobiście radziłbym, żeby wszyscy w geście wypowiedzenia włożyli czapki błazeńskie z wyhaftowanym napisem „Jestem wypowiedziany”.

Ale mówiąc serio, apel niesie ze sobą niebezpieczne tendencje. Jest to kontynuacja pomysłów Platformy z okresu pierwszego rządu PiS‑u, by ówczesna opozycja „utworzyła własny parlament”, z którego miały być wyłączone ugrupowania tworzące rząd. To nie sam pomysł czy idea są groźne (możliwość realizacji jest wszak znikoma). Groźny jest sposób myślenia, któremu ulegały i ulegają nadal środowiska polityczne PO czy Nowoczesnej, związane z Czerską i TVN‑em. To myślenie w stylu: „albo władza będzie nasza, albo nie będzie jej wcale”. Wszyscy ci obrońcy demokracji wyznają jedną podstawową zasadę (cóż z tego, że mało demokratyczną) – „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. A manifestować będą, i bardzo tego chcą, z twórcami tej zasady, pogrobowcami systemu komunistycznego.

Na marginesie tych autokratycznych ciągot środowisk KOD-owskich i ich współplemieńców warto zwrócić uwagę na to, jak im doskwiera pluralizm w mediach. Z jednej strony „Gazeta Wyborcza” skarży się, że gdy przestała być utrzymywana przez państwo, ma coraz większe kłopoty finansowe. Z drugiej strony środowiska te cały czas domagają się przejęcia kontroli nad mediami publicznymi, żeby przywrócić stan z czasu rządów PO, kiedy wszystkie największe stacje telewizyjne były na ich usługach. Taki to ma być ten ich „pluralizm w warunkach monopolu”. Do tego zresztą wzywają w swoim dokumencie, gdzie jasno deklarują, że „nie oddadzą mediów czy gospodarki”. Niezadowolonych z rządów PiS‑u warto dopytać, czy naprawdę chcą iść na manifestację w obronie prawa własności „tłustych misiów”, beneficjentów poprzedniej koalicji rządowej.

Znam Józefa Piniora

Chciałbym zatrzymać się przy jednym jeszcze przykładzie – zatrzymania Józefa Piniora. Histeryczny wrzask „obrońców demokracji” o „PiS-owskim państwie policyjnym”, „politycznej zemście”, „braku demokracji” nie miał na celu obrony Piniora. Był jedynie kolejną okazją do podgrzewania nastrojów społecznych, do uderzenia w obecny rząd. „Obrońcy” nie mieli nawet odwagi przyznać, że dochodzenie w tej sprawie rozpoczęło się w czasie, gdy u władzy była koalicja PO-PSL i nic nie zapowiadało zmian. Bohater antykomunistycznego podziemia Józef Pinior został potraktowany przedmiotowo. Jak kolejny kamień, którym można rzucić w rząd Prawa i Sprawiedliwości. Znam Józka wiele lat, znam go jako człowieka uczciwego i wiernego wartościom. Dlatego nadal wierzę, że cała afera jest dziełem służb specjalnych, formą zemsty za jego działania w sprawie amerykańskich więzień na terenie Polski. Jest to jednak tylko moje przekonanie, oparte na wieloletniej znajomości.

Ale choć nie mogę z góry wykluczyć, że sformułowane zarzuty są prawdziwe (obserwacja świata polityki zdecydowanie wszak każe unikać kategorycznych ocen), to pamiętając o zasadzie domniemania niewinności, pozostanę przy swoim przekonaniu. Jakakolwiek byłaby to prawda, nic nie uprawnia do oskarżania obecnego rządu o wytaczanie procesów politycznych.

* * *
Chciałem jakoś podsumować cały zamiar zorganizowania marszu opozycji, jego haseł, celów itd. Jednak kiedy zorientowałem się, jakie środowiska najgłośniej wspierają wypowiedzenie posłuszeństwa obecnej władzy, uznałem, że najlepiej będzie zakończyć hasłem sprzed 35 lat. Hasłem, które nagle odzyskało aktualność: WRONA ORŁA NIE POKONA!