Nie wiem, czy jakiekolwiek z ciał europejskich, tak chętne w wydawaniu pieniędzy na walkę z ociepleniem, prostowanie bananów czy ochronę praw pederastów, wyasygnowało choćby złotówkę na naukowe badanie przyszłości.
Jeśli tak, to głucho o ewentualnych prognozach. Zresztą na opisywanie przyszłości mogą dziś się porywać jedynie autorzy SF bądź wróżbici, w dodatku każdemu proponuję konia z rzędem za scenariusz, który nie będzie czarny.
Może dostojne gremia uznały, że przyszłość kontynentu jawi się tak ponuro, że lepiej się nią nie zajmować. I tak sama nadejdzie. Niestety wszystko wskazuje, że już nadeszła przed terminem. I żeby było jasne
: zagrożenie nie nazywa się terroryzm – bo ten pojawiał się w różnych okresach i zanikał – lecz islam. Pięknoduchom od końca historii mogło się wydawać, że w ślad za postchrześcijańskimi Europejczykami, którzy ochoczo wyrzekli się wiary, tradycji i zasad, oddając się beztroskiej konsumpcji, pojawią się też postmuzułmanie, gotowi rozpuścić się w zrelatywizowanym tłumie ludzi bez właściwości.
Nic na to nie wskazuje.
Im bardziej słabnie Europa tradycyjna, tym bardziej krzepnie cywilizacja najeźdźców, a jej program światowego kalifatu staje się coraz realniejszy. I nie pomogą dobre serce cioci Merkel ani łzy żałosnej lewaczki Mogherini. Nic nie da wzmożenie integracji pod egidą Niemiec, wzmacnianie policji i służb. Zegar tyka, bomba demograficzna rośnie. Nawet jeśli uda się zapchać dziury i sprawić, że przenikać będzie rocznie jedynie ćwierć miliona imigrantów. By zniszczyć cywilizację Zachodu, wystarczą ci, którzy już tu są, i ich coraz liczniejsze potomstwo.
Oczywiście można założyć, że nie stanie się to za życia obecnych przywódców, myślących praktycznie:
„Po nas choćby potop!”. Ale i na to trudno liczyć. Już niedługo wszystko wymknie się spod kontroli. Ludzie wezmą sprawy w swoje ręce, kolejny zamach wyzwoli pogromy, próby odsyłania choćby części „nielegalnych” wywołają zamieszki, ruszą beżowe przedmieścia wielkich miast, do których już dziś nie ma wstępu policja, a które manifestują poparcie dla walki z giaurami (choć nie pokazują tego telewizje, nie znaczy, że zjawisko nie istnieje). Czeka nas wojna! Kto wygra? Nie wiem. Nie potrafię też przewidzieć ceny – 10 czy 100 mln ofiar?
Nie wykluczam, że ktoś w którymś momencie sięgnie po ostateczne rozwiązanie znane rodakom pani Merkel.
Bo jak miałoby to wyglądać inaczej – separacja w rodzaju apartheidu i mapa Europy niczym Rzeszy przed wojną 30-letnią? Oddanie islamowi terytoriów w dzierżawę, np. Andaluzji, Sycylii, Korsyki – niech się sami rządzą i utrzymują? Tylko co wydzielą im Niemcy – Prusy Wschodnie? Dość beztrosko zrezygnowano z kolonii, bo można by odsyłać uchodźców na Madagaskar lub do Gujany. Teraz prędzej to oni nas odeślą. Znaczy, akurat nie nas!
Środkowowschodnia Europa, dzięki Bogu biała, chrześcijańska i tradycyjna, przetrwa i rozkwitnie, wzbogacona milionami białych uchodźców, którzy zaczną tu szukać ratunku. I tego jednego jestem pewny!
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Marcin Wolski