Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Tomasz Truskawa,
11.06.2015 21:34

JOW - szansa czy mistyfikacja?

Elity polityczne inicjują dyskusję na temat wprowadzenia większościowej ordynacji wyborczej, traktując ją jako swoisty zawór bezpieczeństwa.

Elity polityczne inicjują dyskusję na temat wprowadzenia większościowej ordynacji wyborczej, traktując ją jako swoisty zawór bezpieczeństwa. Ordynacja większościowa zastosowana w wyborach parlamentarnych przedstawiana jest jako cudowny lek, który wyeliminuje „zło”, jakie zagnieździło się w polskim systemie politycznym. JOW-y używane są więc jako swoista forma egzorcyzmowania świata polskiej polityki.

Jednym z głównych tematów zakończonej niedawno kampanii prezydenckiej i rozpoczętej – poprzez rozpisanie referendum – kampanii parlamentarnej była możliwość lub, jak chcą niektórzy, konieczność wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu RP. Kiedy jednak uważnie wsłuchać się w dyskusję na ten temat, okazuje się, że w rzeczywistości hasło „JOW” jest tylko pretekstem do zasadniczej rozmowy o stanie i jakości polskiego życia politycznego, którą zwolennicy utrzymania status quo próbują sprowadzić do technicznego poziomu kształtu ordynacji.
Śledząc polską politykę, da się zauważyć pewną prawidłowość. Kiedy poziom niezadowolenia wkracza na czerwoną skalę podziałki termometru nastrojów społecznych, elity polityczne inicjują dyskusję na temat wprowadzenia większościowej ordynacji wyborczej.

Destabilizacja albo manipulacja
Jednak to, co wokół zagadnienia ordynacji większościowej wykonuje obóz rządzący, jest co najmniej dziwne. Po pierwsze dlatego, że zamiast rozpocząć merytoryczny i rzetelny dialog na ten temat, odchodzący z urzędu Bronisław Komorowski z pełną dezynwolturą rozpisuje referendum, w którym pierwsze z trzech pytań brzmi: „Czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?”. Biorąc pod uwagę okoliczności rozpisania tego referendum, nie mogę tego traktować inaczej niż jako dowód wykorzystywania pełnionego urzędu do prowadzenia kampanii wyborczej.

PO posługuje się instytucją referendum, nie bacząc na fakt, że do wprowadzenia ordynacji większościowej w wyborach parlamentarnych konieczna jest zmiana treści art. 96 Konstytucji RP), to zaś wymaga w samym Sejmie stworzenia większości stanowiącej dwie trzecie posłów. Większości – dodajmy – sformowanej spośród parlamentarzystów wybranych według ordynacji proporcjonalnej.

Jaki zatem sens ma organizowanie referendum w sprawie większościowej ordynacji w wyborach parlamentarnych? Przyczyn może być kilka. Nie należy do najważniejszych (a nawet do ważnych) fakt, że za taką koncepcją opowiedziało się ponad 20 proc. wyborców głosujących na Pawła Kukiza. Ośrodek prezydencki (czyli autor referendum) wielokrotnie udowodnił, jak niewiele obchodzi go zdanie społeczeństwa. Podobnie powodem ogłoszenia referendum w tej sprawie nie będzie troska o Polskę. Jak środowisko PO troszczy się o Polskę, słychać wyraźnie na kelnerskich taśmach.
Wytłumaczenia nasuwają się dwa: chęć destabilizacji sytuacji w kraju lub jeszcze jedna manipulacja przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi.

Otwarcie elit?
Jest jednak pod tą warstwą administracyjnego fałszu autentyczny ruch społeczny, który upatruje w przyjęciu JOW-ów w wyborach do Sejmu mitycznego Herkulesa, który sprzątnie stajnię Augiasza, za jaką większość obywateli Polski uważa naszą scenę polityczną. Czy jednak oczekiwanie to ma racjonalne uzasadnienie, czy jest to jeszcze jeden mit, stereotyp funkcjonujący w potocznej wiedzy o polityce?

Podstawowym oczekiwaniem związanym z funkcjonowaniem ordynacji większościowej jest uczciwość wyborów w ten sposób przeprowadzonych. Niech wygrywa lepszy. Kolejną zaletą ma być odpartyjnienie wyborów, co wynika z poprzedniego oczekiwania – skoro głosujemy na konkretnych ludzi, to układy partyjne, z definicji, co najmniej tracą na znaczeniu. Ale kolejnym oczekiwaniem (często pomijanym przez zwolenników JOW-ów w Polsce) jest konsolidacja systemu partyjnego. I faktycznie JOW-y w pewnym stopniu ograniczą liczbę partii politycznych. Wybory do Senatu przeprowadzane według ordynacji większościowej pokazują, że JOW-y dają zwycięskiemu w skali kraju ugrupowaniu bezwzględną większość, marginalizując partie niewiele tylko słabsze.
Zdaniem zwolenników ordynacji większościowej zadaniem JOW-ów jest również otwarcie elit politycznych poprzez stworzenie dogodniejszych warunków do wymiany polityków. Zasada, że zwycięzca bierze wszystko, ma uruchomić pozytywną selekcję polityków. Na obawy dotyczące możliwości wybrania demagogów czy szemranych postaci, zwolennicy JOW-ów odpowiadają – cóż, takie jest ryzyko demokracji.

JOW-y i produkt marketingowy
Przede wszystkim trzeba sobie zadać pytanie, czy system wyborczy może być dowolnie narzucany społeczeństwu, czy też powinien on wynikać z tradycji politycznej danego kraju, z doświadczeń, z istniejącej kultury politycznej.
Jak zatem jest z owym personalnym charakterem wyborów większościowych? Napisano o tym już wiele, my jednak zajmijmy się jedynie tym, co dotyczy owej personalizacji w warunkach młodych demokracji. W takich krajach o wyborze zasadniczo decydować będzie ocena osoby kandydata. Powie ktoś: „Co w tym złego – wybieramy lepszego!”. Niestety, wybierzemy takiego, który wyda się nam lepszy, a w zasadzie takiego, który zostanie nam sprzedany jako lepszy. Specjaliści od kampanii wizerunkowych już zacierają ręce.

Taki sposób wybierania ma jeszcze jedną ważną wadę – wyborcy głosujący na kandydata przegranego zostają pozbawieni jakiejkolwiek reprezentacji.
JOW-y mają, według ich zwolenników, przeciwdziałać korupcji politycznej. Może się jednak tak zdarzyć, że właśnie ją wzmocnią. Przy zbliżonej lub równej liczbie mandatów zdobytych przez dwa największe ugrupowania dla przejęcia rządu konieczne będzie pozyskanie pojedynczych posłów. Będzie się ich zatem kupować czy to stanowiskami, czy inwestycjami w ich okręgi wyborcze. Będzie to i gorsze, i droższe od targów związanych z budowaniem koalicji rządowej przez ugrupowania polityczne.

Wyparcie różnorodności
Zresztą wątpliwości dotyczących wprowadzenia okręgów jednomandatowych jest więcej. Nie poruszyłem nawet tematu relacji, jakie zachodzą między wyborami większościowymi a systemem partyjnym. Czy zadziała reguła Duvergera? Czy powstanie w Polsce system dwupartyjny, czy też system dwóch partii dominujących? Podobnie nie zająłem się kwestią jedno- czy wielowymiarowości sporu politycznego i jego wpływu na tworzenie systemu partyjnego przy stosowaniu ordynacji większościowej.

Niech mi będzie wolno tylko stwierdzić, że JOW-y w żadnym wypadku nie ograniczają systemu partyjnego do dwóch podmiotów. Sprawiają jednak, że w każdym układzie są tylko dwa liczące się podmioty partyjne – ugrupowanie rządzące i opozycyjne. Choć istnieją również teorie, że w wyniku wyborów większościowych powstaje system partyjny określany jako N+1, gdzie N to liczba wymiarów sporu politycznego. Przy wielowymiarowości sporu politycznego za zdecydowanie bardziej efektywny uznaje się system wyborczy oparty na proporcjonalności.

System większościowy sprzyja dostosowywaniu się pod kogoś, kogo w politologii określa się jako wyborcę medianowego, podmioty biorące udział w elekcji zmierzają w kierunku poglądów centrowych. Ma to swoją dobrą stronę, z życia politycznego bowiem wypierane są elementy skrajne, destabilizujące, ale z drugiej strony zaciera to istotę sporu politycznego, a zatem fałszuje sam indywidualny akt wyboru dokonywanego przez wyborcę. A nie o taką zmianę w polityce przecież chodzi.
Zatem najpierw musimy uzyskać wiedzę, za czym mamy się opowiedzieć. Żeby nie było potrzeby organizowania kampanii pod hasłem: „Obywatelu! Zastanów się, zanim oddasz głos – potem możesz go nie odzyskać!”.