Ponieśli i wilka…
Społeczeństwo było wobec tego rajdu podzielone. Zdecydowana większość nie chciała tej demonstracji rosyjskiego imperializmu. Choć zapewne protestować gotowa byłaby zdecydowana mniejszość.
Spróbujmy przyjrzeć się pomysłowi zorganizowania tego przejazdu bez uprzedzeń i pomińmy na chwilę agresywną politykę Rosji. Co więcej, załóżmy, że taki rajd organizowany jest przez podobny klub z Niemiec, którzy mają przecież w Polsce swoje cmentarze, swoje miejsca pamięci. Założę się, że reakcja na taki pomysł byłaby zupełnie odmienna, niż ta, jaką obserwujemy w stosunku do rajdu rosyjskiego. Pewnie byłyby jakieś protesty, ale ich skala z pewnością byłaby bliska tej, którą organizują zwolennicy rosyjskiej demonstracji. Istotny dla emocjonalnego stosunku do takiego przejazdu byłby tu chyba czynnik czasu, który upłynął od niemieckiej okupacji oraz uznanie przez Niemcy win wobec Polski. Wojna i związane z nią niemieckie zbrodnie nie budzą już tak żywych reakcji, jak np. trzydzieści lat temu. Dziś dla wielu Polaków miejsca pochówku niemieckich żołnierzy z lat 1939–1945 to groby ofiar wojny, bez względu na fakt, że ofiary te nosiły mundury w kolorze feldgrau.
Takich czynników zabrakło przy wizycie Nocnych Wilków. Po pierwsze o zbrodniach sowieckich mówimy publicznie dopiero od 25 lat, po drugie Rosjanie nie poczuwają się do żadnej winy za ich popełnienie, a po trzecie – co chyba najważniejsze – aktualne wydarzenia na wschodzie Europy – wydarzenia, w których Nocne Wilki biorą aktywny udział – muszą rodzić moralny sprzeciw wobec tego demonstracyjnego przejazdu.
Upamiętnienie a polityczna manifestacja
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, na który obrońcy moskiewskiego rajdu nie zwracają uwagi, stawiając znak równości pomiędzy Rajdem Katyńskim a Nocnymi Wilkami. Podstawowa różnica polega na tym, że my jeździmy upamiętniać ofiary bestialskich mordów, podczas gdy oni przyjeżdżają upamiętniać nie tylko niewinne ofiary okrutnej wojny, ale również oprawców – jak np. gen. Czerniachowskiego w Pieniężnie. Czym innym jest upamiętnianie ofiar, przez długie lata skazanych na wymazywanie z pamięci społeczeństwa, a czym innym upamiętnianie katów wileńskiej AK. Czy bylibyśmy tacy wyrozumiali, gdyby wspomniany wcześniej hipotetyczny rajd niemiecki miał posłużyć do złożenia kwiatów w miejscu śmierci Kutschery czy choćby gen. Wernera Freiherra von Fritscha, poległego w 1939 r. pod Warszawą?
Jest jeszcze inna strona tego zagadnienia. Chodzi mianowicie o czysto ludzki aspekt sprawy. Wśród rosyjskich motocyklistów prawdopodobnie nie miało być żadnego z potomków gen. Czerniachowskiego, jego grób jest zresztą w Moskwie. Jednak mogli być potomkowie poległych na terenie Polski żołnierzy Armii Czerwonej. Czy mamy zatem prawo odmawiać im wizyty na grobach przodków? Oczywiście, że nie! Mogą przyjechać. Czym innym jest jednak wizyta na cmentarzu, a czym innym demonstracyjny przejazd zorganizowanej kolumny. W tym wypadku nie o wizytę na grobach chodzi, ale o polityczną demonstrację właśnie!
Posunięcie wyprzedzające
Może w ramach tego właśnie szacunku dla ofiar, ich pamięci, szacunku dla ich rodzin Polska (jako państwo) powinna zorganizować wizyty na cmentarzach wojennych żołnierzy sowieckich. Tak by uniemożliwić moskiewskiej propagandzie szerzenie czarnego wizerunku Polski jako kraju, w którym nie szanuje się pamięci poległych w walce z nieludzkim systemem. Może właśnie takie wizyty pozwoliłyby na pokazanie Rosjanom braku równości między oswobodzeniem od niemieckiej okupacji a odzyskaniem wolności. Może wówczas słowa poety byłyby dla dzisiejszych Rosjan bardziej zrozumiałe:
Czekamy ciebie,
czerwona zarazo,
byś wybawiła nas
od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem
rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem
witanym z odrazą.
Prawdą jednak jest i to, że te wszystkie działania trzeba było przygotowywać wcześniej, a nie czekać na ruchy strony rosyjskiej, o których było wiadomo, że nastąpią. Nasza polityka zagraniczna musi być mniej reaktywna, a wykazywać więcej aktywności. Polityka skierowana do społeczeństw nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, do rządów. Nawet fakt, że zdecydowana większość Rosjan popiera Putina, a tym samym jego politykę, nie zwalnia tak Polski, jak i reszty Europy z obowiązku dialogu ze społeczeństwem rosyjskim, od wskazywania, że wielkość narodu zależy nie tylko od liczby dywizji, że pozycję państwa buduje się nie na tym czy wzbudza ono strach w sąsiadach. Takiego dialogu nie da się jednak prowadzić za pomocą okazjonalnych, oficjalnych zdarzeń, nie da się go również prowadzić bez zdecydowanej postawy wobec polityki władz Kremla opartej na bucie i bezkarnych agresjach.
PS. Tak na marginesie. Czy polskie służby orientują się może, czy w ślad za kolumną rosyjskich motocyklistów nie poszłaby czołówka warsztatowa jakiejś rosyjskiej brygady zmechanizowanej. W celu zabezpieczenia logistycznego oczywiście. A potem reszta brygady?