Bitwa o klimat
Po walce o ogień, którą ludzkość odbyła tysiące lat temu, jesteśmy obecnie świadkami walki o klimat.
Tym razem Unia Europejska chce narzucić swoim członkom nakaz zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o 40 proc. do roku 2030. Taka decyzja oznaczałaby dla Polski konieczność szybkiej i kosztownej modernizacji energetyki, co doprowadziłoby do znaczącej podwyżki cen energii dla wszystkich użytkowników krajowych. Premier Kopacz zapowiedziała, że nie dopuści do wzrostu cen energii w Polsce. Czy ma na to szansę?
Klimatyczna psychoza
Walka o klimat rozpoczęła się kilkadziesiąt lat temu, kiedy to część naukowców uznała, że w XX w. doszło do nieznacznego podwyższenia temperatury powietrza na naszej planecie. Podniesienie temperatury określono mianem efektu cieplarnianego, który miał prowadzić do niekorzystnych zmian na Ziemi, takich jak topnienie lodowców, podniesienie się poziomu oceanów i w rezultacie znikanie całych połaci wysp i lądów. Efekt cieplarniany miał również przyczyniać się do licznych anomalii klimatycznych.
Za głównego winowajcę efektu cieplarnianego uznano dwutlenek węgla. Za winnego tworzenia tego gazu uznano człowieka, który kilka wieków temu stworzył przemysł uruchamiany energią pochodzącą ze spalania węgla kamiennego, który to przy spalaniu wytwarza właśnie ten niepożądany gaz.
Powyższe tezy nie są jednak powszechnie akceptowane. Liczni naukowcy i eksperci kwestionują teorię globalnego ocieplenia oraz sprzeciwiają się wskazywaniu człowieka i dwutlenku węgla jako przyczyn wszelkich nieszczęść na Ziemi. Wielu naukowców twierdzi, że nasza planeta przechodzi cykliczne procesy ocieplenia i ochłodzenia, i jest to zjawisko naturalne. Inni eksperci przypominają, że działalność człowieka tylko w kilku procentach (ok. 4 proc.) wpływa na klimat Ziemi. Dopatrują się nawet pozytywnego efektu istnienia dwutlenku węgla, który jest zawarty w roślinach i wpływa stabilizująco na utrzymywanie się sprzyjającej temperatury powietrza dla życia ludzi.
Wydaje się zatem, że nie ma jednoznacznego rozstrzygnięcia naukowego co do efektu cieplarnianego oraz jeśli on występuje, to kto i co odpowiada za takie zjawisko. Rodzą się zatem uzasadnione podejrzenia, że walka ze zmianami klimatycznymi może być polityczno-ekonomiczną rozgrywką.
Polityczna gra klimatem
Determinacja do zmian polityki gospodarczej może być zatem wynikiem polityczno-ideologicznych założeń. To kolejna odsłona rozgrywki geopolitycznej o nowy porządek na świecie, tym razem toczącej się bez używania czołgów, a za pomocą instrumentów energetycznych. Należy stworzyć wrażenie, że postępowy i pożądany jest tylko taki model rozwoju, który oparty jest na niektórych źródłach energii. Moce związane z tymi źródłami energii posiadają tylko pewne państwa (gaz) lub znajdują się one w krajach, które dysponują technologią (np. nuklearną) zdolną do produkowania energii pożądanej dla tego modelu rozwoju.
Brak jednoznacznych ustaleń nie powstrzymał polityków przed próbą ujarzmienia sił natury i realizowania swoich politycznych dążeń. W systemie ONZ uzgodniono wytyczne, tzw. protokół z Kioto z 2005 r., w którym zalecano redukcję gazów cieplarnianych o 5 proc. do 2012 r. Zalecenia ONZ-etu nie zostały jednak wprowadzone w życie przez kilka największych gospodarek świata, zarazem największych producentów gazów cieplarnianych. USA, Chiny i Indie uznały, że rozwój gospodarczy jest ważniejszym priorytetem niż utopijna koncepcja ochrony środowiska realizowana przez powstrzymywanie zmian klimatycznych.
Dalej wyzwanie zmniejszania emisji gazów cieplarnianych przejęła Unia Europejska. W 2008 r. przyjęła pakiet klimatyczny, który zakładał od 2013 r. do roku 2020: ograniczenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost o 20 proc. efektywności energetycznej oraz uzyskanie 20 proc. energii ze źródeł odnawialnych. Pakiet zawierał też regulacje dotyczące handlu emisjami gazów oraz finansowe programy wsparcia dla słabszych członków UE. Polska miała otrzymać ok. 60 mld euro na modernizację energetyki i realizację tych zobowiązań. Rząd premiera Tuska przedstawiał te rozwiązania jako niebywały sukces. W rzeczywistości jednak była to porażka, gdyż rząd zgodził się na niekorzystne liczenie ograniczenia emisji dwutlenku węgla nie od 1990 r., ale od roku 2005. W okresie przechodzenia od socjalizmu do gospodarki rynkowej doszło w Polsce do likwidacji wielu przestarzałych zakładów emitujących gaz cieplarniany. Oznaczało to, że osiągnęliśmy wyznaczone przez Unię limity już dawno temu. Nie musielibyśmy ponosić kosztów dalszego przekształcania sektora ekonomicznego.
Obecne propozycje sekretariatu Rady UE idą jeszcze dalej. Proponują ograniczenie emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. do 2030 r. oraz ograniczają prawa do handlu emisją gazów. Ograniczenia emisji gazów mają też dotyczyć innych sektorów gospodarczych, czyli nie tylko energetyki i transportu.
Powszechnie nurtują nas pytania, dlaczego Europa przeżywająca problemy gospodarcze, borykająca się ze słabym wzrostem gospodarczym i przegrywająca konkurencję w dziedzinie innowacyjności, funduje sobie tak kosztowne restrykcje? Dlaczego Europa, która przyczynia się tylko w 11 procentach do efektu cieplarnianego, ma być liderem walki ze zmianami klimatycznymi? Co stoi za antyekonomicznym rachunkiem wspierania produkcji energii elektrycznej droższej niż ta uzyskiwana z węgla, czyli energii z gazu ziemnego, wiatraków i energii słonecznej?
Ponownie można odpowiedzieć, że stoją za tym interesy polityczno-ideologiczne lewicującej klasy politycznej Europy, osobiste ambicje niektórych polityków (np. van Rompuya) oraz ekonomiczne kalkulacje tych państw, które dysponują zaawansowanymi technologicznie rozwiązaniami, które mogą wyjść naprzeciw tak oczekiwanemu postępowi.
Polska strategia energetyczna
Europejskie propozycje w oczywisty sposób godzą w nasze interesy gospodarcze i nasze bezpieczeństwo energetyczne oparte na energetyce węglowej. W tej dziedzinie nie możemy być zakładnikiem jedynie rozwiązań europejskich. Nasze zabiegi o ochronę polskich interesów energetycznych muszą też uwzględniać w sposób racjonalny aspekt ekologiczny. W naszym interesie jest oczywiście żyć w zdrowym środowisku naturalnym. Nie powinniśmy więc wzbraniać się przed modernizacją naszego sektora energetycznego. Tam, gdzie jest to możliwe i tam, gdzie na to nas stać, musimy modernizować naszą energetykę.
Polska strategia powinna zatem obejmować kompleks działań. Od Europy powinniśmy żądać uwzględnienia naszej specyfiki. Przyjmowane pakiety klimatyczne nie powinny zawierać ekonomicznych i prawnych dyskryminacji wytwarzania energii elektrycznej z węgla kamiennego i brunatnego. W tym kontekście należy oczekiwać, że rząd podejmie zdecydowane działania na rzecz intensyfikacji prac nad gazyfikacją węgla.
Zamiast jednak liczyć i czekać, że Europa zbuduje wspólną politykę energetyczną, powinniśmy uregulować własny bilans energetyczny. Należy jak najszybciej dokończyć budowę gazoportu, co pozwoliłoby Polsce na zdywersyfikowanie dostaw gazu i podniesienie bezpieczeństwa energetycznego. Należy szybko wyjaśnić prawne i finansowe zasady eksploatacji złóż gazu łupkowego. Wprowadzić zdrowe i niekolidujące z życiem ludzi regulacje odnośnie do odnawialnych źródeł energii. Należy też poważnie zastanowić się i zakończyć odpowiednimi decyzjami debaty nad energią nuklearną czy geotermią.
Premier Kopacz ma szansę na zatrzymanie wzrostu cen energii w Polsce. Warunkiem jednak jest raczej odrobienie „energetycznej pracy domowej” w kraju, a nie walka z europejskimi wiatrakami.