Wszystko przez te klimaty
Mieszkańcy naszej stolicy nie zauważyli tego epokowego wydarzenia, jakim był szczyt klimatyczny, bo mają własne problemy.
Mieliśmy w Warszawie spęd nierobów i cwaniaków, czyli 12 tys. delegatów ze 194 państw, parających się ociepleniem klimatu na kuli ziemskiej. Ten COP 19 odbył się pod patronatem Organizacji Narodów Zjednoczonych, ciała niezdolnego do nadzorowania chaosu globalnego, od wojen plemiennych poczynając na łamaniu praw człowieka kończąc. Tak więc przyjechali do Polski ludzie obdarzeni wiarą, że ocieplenie klimatu bierze się z emisji gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla i metanu. Panie i panowie dyskutowali więc nad sposobami ograniczenia tej emisji, w nadziei, że ich redukcja będzie obowiązywać od 2020 r. A wszystko to zostanie podpisane w Paryżu w 2015 r. Ale czy świat dożyje do tej daty?
Trzeba by poradzić się krów wypasanych na łąkach i pampasach Argentyny, Brazylii, Stanów Zjednoczonych, Australii i wielu innych krajów, czy mają jakiś pomysł na ograniczenie wydzielania przez siebie metanu przez odwrotną część ciała. Krowy wiedzą swoje – świat, zwłaszcza zachodni, żywi się hamburgerami (ten biedniejszy i głupszy) i stekami, więc mogą paść się spokojnie aż do marnego końca. Aha, jeszcze po terytorium Indii pałętają się święte krowy, pożytku z nich nie ma żadnego, za to jest kupa krowiego łajna. Zatem nie da się ograniczyć emisji metanu z bydlęcych tyłków, a właśnie, zdaniem mądrych specjalistów od klimatu, ilość gazów emitowanych przez krowy daleko przekracza normy klimatyczne. Ale media mainstreamowe, głównie europejskie, robią wszystko, żeby zagłuszyć głosy rozsądku i wiedzy. Dlaczego? A dlatego, żeby żyło się lepiej wszystkim tym tysiącom, ba, setkom tysięcy beneficjentów propagandy sukcesu, zmagających się z emisją gazów cieplarnianych. Politykom, właścicielom koncernów produkujących wiatraki i solarne urządzenia grzewcze, różnym działaczom ekologicznym budującym przejścia dla ślimaków na ruchliwych autostradach. Nie zapominając o ogłupionej młodzieży, która powodując się dobrymi życzeniami i emocjami, daje się wkręcić w demonstrowanie sprzeciwu, którego nie rozumie.
Wiedza ekologiczna młodego pokolenia jest medialna, a nie faktyczna. Jego ambitni przedstawiciele czujący klimaty są gotowi na wszystko. Np. na okupację rosyjskiego szybu wiertniczego na Morzu Barentsa. Najwyraźniej nie wiedzieli naiwniacy, że z Rosją nie ma żartów. Poglądy jej reżimu, jak zresztą większości społeczeństwa, są emanacją faktycznej lub urojonej wielkomocarstwowości i Rosjanie nie pozwolą, żeby zachodnie fanaberie, jakieś ekologie albo geje zagrażały stabilności państwa. Aktywiści Greenpeace’u siedzą więc teraz w więzieniu, wszyscy poza Polakiem wypuszczonym w ramach przyjaźni Kremla z III RP, a inni, którzy korzystają z dobrodziejstwa przebywania na Zachodzie, protestują, m.in. na Pałacu Kultury. Właściwe miejsce, wszak ten architektoniczny bohomaz jest darem narodu radzieckiego dla narodu PRL-owskiego. Protest na nic się nie zdał i kilkudziesięciu ekologów zostało aresztowanych. Ale dla picu. Bo jakże inaczej, wszak Greenpeace to ostoja ekologii, a ekologia to też pic, ale da się z niej żyć. I młodym entuzjastom, i starym wyjadaczom, jak byłemu prezydentowi USA z partii poprawności politycznej, tzn. demokratycznej, Jimmy’emu Carterowi. I całej rzeszy cwaniaków z wyższych sfer. Dowodem na to, że ekologia już się przeżyła, był marsz jej aktywistów „z całego świata” w liczbie kilkuset osób, z czego większość stanowili nasi rodacy. Marsz skierowany przeciwko wydobyciu węgla, ale za sprawiedliwością społeczną, przebiegł bez zakłóceń i bez zainteresowania publiczności.
Klimaty dla klimatycznego szczytu w Warszawie nie są zbyt przychylne. Poprzednie szczyty odbywały się w dużo lepszej atmosferze klimatycznej. Ostatni w Republice Południowej Afryki, w Durbanie położonym na Oceanie Indyjskim, a przed nim w malowniczym kurorcie meksykańskim Cancun nad Morzem Karaibskim. To dopiero były szczyty, pozwalające na bliższe zapoznanie się z gorącym słońcem i prądami morskimi w obliczu ocieplenia klimatu. A w Warszawie? W Warszawie można było pójść na kielicha zakąszanego pierogami albo „śledzikiem pod pierzynką” lub tatarem spod Łowicza. Mieszkańcy naszej stolicy nie zauważyli tego epokowego wydarzenia, jakim był szczyt klimatyczny, bo mają własne problemy. Również własne klimaty: zablokowane mosty i ulice, palący się pociąg metra i inne niewygody, które nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek ociepleniem, a wręcz przeciwnie. No, może z wyjątkiem największej w III RP afery korupcyjnej, od której robi się wręcz gorąco.
A na takie pogorszenie klimatu jest tylko jedna rada – postawić potężne wiatraki przed Kancelarią Rady Ministrów, przed Belwederem i przed Sejmem, żeby wywiało tę bandę nierobów, złodziei i szkodników z naszego kraju. Na zmywak do Anglii albo na pastwiska Argentyny, gdzie będą kontrolować poziom metanu w krowach. Z pożytkiem dla ludzkości.