Nie przystają mnie zadziwiać religijne potrzeby naszych liberalnych i skrajnie zlaicyzowanych modnych postępowców. Gdy czyta się np. o marszu niepodległości, od razu widać, że jest to język religijny, taki, przy którym modlitwy o deszcz w polskim parlamencie wydają się być niewinnym happeningiem.
Marsz niepodległości jest zły, ale w sensie sakralnym. Jest demoniczny. Jest ostateczny. Jest jak holocaust. Nie wywołuje strachu ale grozę, dreszcze bojaźni – „boję się i wstydzę”; „ogarnęła mnie jakaś zgroza”. Jest to „diaboliczny bal”; „Uliczny terror”.
Konsekwencją tego ostatecznego zła jest radykalne rozbicie tożsamości naszych postępowców… „Pozbawiono mnie złudzeń”; „Tej nocy byłem zmuszony zweryfikować moje poglądy na temat ludzkości”; „zobaczyłem zło, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem”. Skutkuje on „symbolicznym kryzysem”. Język nie jest już w stanie opisać tej potworności, zostaje płacz „Tylko żona tego co gasił płakała, i ja też sobie trochę popłakałam”; ktoś inny patrzył na marsz „ze łzami w oczach”.
Po takim koszmarze trudno wrócić do człowieczeństwa „Nigdy w życiu nie widziałem tyle nieuzasadnionej nienawiści w życiu”; „Jego marzenia legły dzisiaj w gruzach”. „Zostałem zbrukany”.
Pomaga tylko rytuał oczyszczenia, padnięcie na kolana przed najwyższym, przed obiektywnym dobrem. Jest nim tęcza. Tysiące ludzi pielgrzymuje skłonić się przed tym symbolem świętości. Rytuał odkupienia tęczy trwa.
Kwiaty i karteczki z modlitwami wkładane są w naszą Ścianę Płaczu, symbolizującą utraconą niewinność. Egzorcyzmy antyfaszystowskie trwają... „wszyscy jesteśmy tęczą”; „nie spalicie nas wszystkich” dobiegają zewsząd inkantacje.
Metafizyka nowej religii jest prosta.
Siły demoniczne to marsz. Siły światłości – to zdradzona i zamordowana przez faszyzm tęcza. Obecnie cała debata publiczna jest ogniskowana w ten sposób, że tęcza staje się symbolem Polski tolerancyjnej i homofilskiej przeciwstawiającej się tej homofobicznej. Nawet jeśli ta tęcza nie miała mieć związku z symbolem homoseksualizmu, to właśnie został nad nią odprawiony gejowski chrzest symboliczny.
Można by się z tej groteski śmiąc i liczyć, ze to dowcip, gdyby nie pewna specyficzna konsekwencja tego bełkotu.
Akceptacja brutalności i boskiej siły państwa. Zewsząd dobiegają już pełne podniecenia okrzyki zadowolenia, że ktoś dostał trzy miesiące więzienia, (bez zawiasów, mimo braku recydywy!) za to, że obraził słownie policjanta. Wszędzie okrzyki - ostrzej ich, sędzia bohater. Zapewne podobne okrzyki będą, jak Komorowski znów wpadnie na pomysł ograniczenia prawa do zgromadzeń.
A jako puenta niech służy ten cytat, podsumowujący koszmar marszu w magazynie jakże postępowym magazynie „Vice”. Autorka ma nadzieję, że państwo podniesie się z gruzów i stwierdza -„Przydałby się jakiś pokaz siły”.
W cudzysłowie cytaty z prawdziwych, medialnych opisów marszu…
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dawid Wildstein