Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Antoni Zambrowski,
06.05.2013 20:38

Chrystus w środkach przekazu społecznego

Akcję zbierania podpisów wiernych pod apelem do Sejmu PRL o niedzielną mszę św. transmitowaną przez Polskie Radio oraz TVP prowadziliśmy przed warszawskimi kościołami od września 1979 r. z inicjatywy Tomka Liesego. Było to pokłosie pierwszej pielgrzy

Akcję zbierania podpisów wiernych pod apelem do Sejmu PRL o niedzielną mszę św. transmitowaną przez Polskie Radio oraz TVP prowadziliśmy przed warszawskimi kościołami od września 1979 r. z inicjatywy Tomka Liesego. Było to pokłosie pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do ojczyzny.

Przerażeni perspektywą wielotysięcznych tłumów wiernych zbierających się na mszach św. odprawianych przez papieża władze komunistyczne wpadły na pomysł transmitowania mszy papieskich przez radio i telewizję. Żeby Polacy nie przyjeżdżali na takie msze z całego kraju, nie mogły to być transmisje lokalne, lecz ogólnopolskie. 

Opera na dołku

Tomek Liese był drukarzem z podziemnej oficyny NOWA założonej przez Mirka Chojeckiego. Jego starszy brat Grzegorz w owym czasie był współpracownikiem Komisji Interwencyjnej KSS „KOR” kierowanej przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich. Jego czołowym zadaniem było ustalenie okoliczności tragicznej śmierci ks. Romana Kotlarza, zamordowanego po głośnych wypadkach czerwca 1976 r. przez „nieznanych sprawców” z wiadomego urzędu, czyli z MSW. Grzegorz jeździł w tym celu do Radomia, ale czujni ubole zamykali go na tzw. dołku, czyli w piwnicy radomskiej komendy MO, na 48 godzin zaraz po przyjeździe do miasta. Niezrażony tymi szykanami Grzegorz wykorzystywał odsiadkę na dołku na układanie rock opery do słów poematu satyrycznego napisanego przez Janusza Szpotańskiego pt. „Towarzysz Szmaciak” w sam raz pod wpływem wydarzeń radomskich. (Janusz Szpotański był wybitnym satyrykiem opozycyjnym, który odsiedział już jeden wyrok w więzieniu w czasach tow. Gomułki za satyryczne kuplety, określane jako „opera”, pt. „Cisi i gęgacze”).

Apel

Grzegorza poznałem przypadkiem. W pierwszych dniach pielgrzymki papieża Jana Pawła II ojciec obu braci, pan Stefan Liese, wystosował do Ojca Świętego list powitalny, który należało przepisać na maszynie. Koleżanka Grzesia z chóru kościelnego anglistka Jola Widenkówna – pisząca biegle na maszynie – gdzieś się zapodziała, więc Henio Wujec zadzwonił do mnie i poprosił, bym wpadł do pobliskiego mieszkania Grzegorza. Henryk Wujec był wówczas członkiem KSS „KOR”, więc jego prośbę potraktowałem jako polecenie. Grześ wynajmował mieszkanko przy pl. Zbawiciela, zaś ja mieszkałem wtedy na Nowowiejskiej 6 – kilka kroków od niego.

Wkrótce zostałem zaproszony na prywatne zebranie w mieszkaniu Grzegorza, w którym debatowaliśmy nad apelem pana Stefana Liesego w imieniu wiernych do Sejmu PRL o niedzielną mszę świętą w PR i TVP. Tomek proponował zorganizowanie pochodu młodzieży na ul. Wiejską przed Sejm w celu doręczenia petycji i bardzo się przy tym pomyśle upierał. Brałem udział w spontanicznym przemarszu młodzieży katolickiej na Krakowskim Przedmieściu w czerwcu 1966 r. w ramach obchodów tysiąclecia chrztu Polski, brutalnie rozpędzonym przez ZOMO. Po krwawych wydarzeniach Grudnia 1970 na Wybrzeżu działacze korowscy obawiali się następstw masowego wychodzenia na ulicę, więc usiłowaliśmy Tomkowi ów pomysł wyperswadować. Na szczęście pamiętałem relacje z Radia Wolna Europa o masowej akcji zbierania podpisów w diecezji przemyskiej na wezwanie ks. arcybiskupa Ignacego Tokarczuka. Tam chodziło o pozwolenia na budowę kościołów. Tomek podchwycił pomysł, pani Halina Mikołajska – znakomita aktorka i rzeczniczka KOR u – przeredagowała apel pana Stefana i sprawa ruszyła z kopyta. Początkowo nazywaliśmy naszą akcję komitetem pamięci ks. Kotlarza, ale aktor Maciej Rayzacher wkrótce ułożył nazwę Akcja wiernych „Chrystus w środkach społecznego przekazu” i pod tym znakiem apel nasz ukazał się na łamach wydawanego w Trójmieście w drugim obiegu pisma WZZ „Robotnik Wybrzeża”. Tekst wydrukowano na rozkładówce po prawej stronie, po lewej zaś była humorystyczna relacja z wizyty tow. Edwarda Gierka w stoczni pt. „Szczera dyskusja nad antrykotem”. Korespondencję napisała suwnicowa Anna Walentynowiczowa. Chodziło o to, że w 10. rocznicę historycznego spotkania ze stoczniowcami tow. Gierek spotkał się kameralnie jedynie z kierownictwem stoczni. Z robotnikami spotkać się ponownie nie odważył. Za ten artykuł panią Anię wyrzucono z pracy, co stało się przyczyną strajku w sierpniu 1980 r.

Wywalczona transmisja

17 września 1979 r. wypadała 40. rocznica najazdu sowieckiego na Polskę. Zebraliśmy się przed kościołem św. Antoniego przy ul. Senatorskiej, gdyż miał odprawić tam mszę ks. prymas Stefan Wyszyński. Pamiętam wśród oczekujących na Prymasa Tysiąclecia Jarosława Kaczyńskiego oraz Janka Narożniaka. Gdy okazało się, że prymas odwołał swoje przybycie, większość obecnych udała się do Grzesia Liesego i tam uchwalono podjęcie akcji zbierania podpisów w najbliższą niedzielę, którą właśnie ogłoszono dniem środków społecznego przekazu. Tego dnia zbierałem podpisy przed kościołem Najświętszego Zbawiciela, gdzie działała grupa studentów pod wodzą Elżbiety Malickiej – późniejszej dziennikarki „Tygodnika Solidarność”.

Już wyniki pierwszej akcji były wielkim zaskoczeniem dla ówczesnej opozycji. Przed każdym warszawskim kościołem zebrano liczbę podpisów nieporównywalną z jakąkolwiek dotychczasową akcją protestacyjną opozycji. List intelektualistów do premiera Józefa Cyrankiewicza w sprawie cenzury w 1964 r. miał 34 podpisy, pod listem w sprawie Polaków w ZSRS Adam Michnik – obity przez uboli jak ulęgałka – zdołał zebrać 14 podpisów. W obronie Kazika Świtonia – założyciela Wolnych Związków Zawodowych na Śląsku – zebrano aż kilkaset podpisów. W Warszawie przed każdym kościołem zbieraliśmy od półtora tysiąca do kilku tysięcy podpisów. Ludzie bali się następstw, ale mimo to się podpisywali. Kilka razy SB interweniowała, m.in. przed kościołem św. Antoniego na Senatorskiej, zatrzymując Janka Cywińskiego – działacza Studenckiego Komitetu Solidarności. Szum w mediach zachodnich uprzytomnił ekipie Gierka, że takie represje im się nie opłacają. Innym razem nasi chłopcy wrócili zbulwersowani sprzed kościoła św. Barbary. Jakaś pani z PAX-u ostrzegała przed podpisywaniem apelu, gdyż jest to żydowska robota. Dlaczego Żydom miałoby zależeć na katolickiej mszy – nie wyjaśniła. Na szczęście wierni ostrzeżeń owej kobiety nie usłuchali i licznie podpisywali się pod apelem.

Na ogół ludzie bardzo przyjaźnie traktowali naszych współpracowników. Sam pamiętam pewną panią w średnim wieku przed kościołem św. Teresy na Tamce, towarzyszącą nam przez kilka godzin, częstującą mnie i Tomka landrynkami i namawiającą ludzi do podpisywania apelu.

Ta akcja przyczyniła się do tego, że zarówno w Szczecinie, jak i w Gdańsku wśród postulatów strajkujących robotników wysunięto żądanie mszy św. w radiu i telewizji. Prymas Wyszyński sam zrezygnował z nadawania mszy w TV, ale dopilnował realizacji postulatu o mszy radiowej. Od końca września 1980 r. I Program PR regularnie nadaje mszę św. w niedziele i święta kościelne z bazyliki św. Krzyża w Warszawie. Korzystaliśmy z tych transmisji, słuchając mszy w Białołęce podczas internowania w stanie wojennym