Marynarskie święta
Tak wychodzi, że w tym roku to już ostatni felieton, dobrze byłoby wspomnieć o kolegach – marynarzach, co to sztormują sobie gdzieś po oceanach, z dala od rodzin. Jeszcze dobrze, gdy z dala od piratów.
Może wkrótce napiszę coś o piratach na Morzu Arabskim i Oceanie Indyjskim. Nie było tych doświadczeń dużo, na szczęście, ale trochę opowieści by się znalazło. Bo są dranie, napadają, nie świętują.
Ale najczęściej w święta mamy na szczęście tylko tyle przygód, ile wyniknie z tego, że moi marynarze popiją i potańcują. Zawsze z niechęcią myślę, że trzeba będzie przywracać ich do pionu i dyscyplinować, święta to specjalny czas, gdzie zwyczajnie trzeba zrozumieć człowieka przebywającego o 1000 mil od domu. Trzeba przymknąć oko. Czasem aż kolacja wigilijna staje w gardle, tak tęskno... Brakuje dzieci wokół, rozpakowywania prezentów... Pływam na krótkich kontraktach, czasem trzy, czasem cztery miesiące, Filipińczycy siedzą po 8! Dlatego trzeba zrozumieć, że czasem komuś odbije…
Jak nietrudno wywnioskować z moich wpisów, w tym roku jestem w domu, z rodziną, wokół świąteczna krzątanina. Ale myślę o kolegach, którzy teraz ładują jakieś kontenery w Stanach albo ropę w Dubaju, albo sztormują gdzieś pod Japonią czy pod Ushuaia, Jezu, już dalej się nie da, bo lodowce dryfują… I o tych, którzy siedzą „na stałym lądzie” rozrzuceni po całym świecie, od Mauritiusa przez Kanadę po Singapur.
Kucharze robią, co mogą, ale co komu po tej kolacji… Zawsze w święta na statku byłem szczęśliwy, gdy już się kończyły i wszystko wracało do normy, gdy praca pozwalała zapomnieć o tym, co się zostawia w domu. No i ludzie mi trzeźwieją, wraca zakłócony ład.
Teraz jest internet, a pamiętam czasy, gdy były tylko listy przynoszone w porcie przez agenta i kataryna, wielka radiostacja, w wieloma pokrętłami, przez którą się rozmawiało przez Gdynię Radio wśród pisków i zgrzytów. Halo! Haloooo! Nie ma co, jest dużo lepiej. Ale zawsze daleko…
Trzymajcie się chłopaki marynarze, jeśli któryś czyta wersję online. Życzę Wam, byście mieli szczęście w przyszłym roku i by z kolei Wam przypadły święta w domu. Na morzu i na wyspach, do Ciebie mówię, Islanderze, i do Ciebie, Szymonie z koleżanką-buddystką. I do wszystkich – milion naszych wyjechało ostatnio. Co prawda, mieli wracać jumbo jetami po zwycięstwie Tuska, tak obiecywał, ale jakoś nie wrócili, a i Tusk jakoś nie wraca do tematu.
Na koniec się pochwalę, mam na święta swój prezent – nowa książka, właśnie przeglądam „Alfabet Seawolfa”! Na razie pokazała się w księgarni MDM przy ul. Pięknej 31, chyba dopiero po Nowym Roku ruszy dystrybucja na pełną skalę.