Bardzo sobie cenię szerszy kontekst zdarzeń, dlatego sięgnę w przeszłość. Na początku lat 90. Jarosław Kaczyński udzielił Teresie Torańskiej wywiadu „Nowa Polska czy jeszcze stara?”, opublikowanego na kartach „My”, kontynuacji głośnej książki „Oni”. Wywiad Torańskiej z Kaczyńskim jest gorzki i ostry, dostrzeżemy w nim wiele diagnoz politycznych i ustrojowych, które stały się znakami rozpoznawalnymi obecnego prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Gwałtowna momentami rozmowa zapowiada wiele późniejszych napięć i politycznych sporów, toczących III Rzeczpospolitą.
„Oni mają kontrolę nad mediami”
Pod koniec wywiadu ówczesny lider Porozumienia Centrum krytycznie opisuje schedę, jaką zostawili po sobie komuniści: zniszczone przemysł i rolnictwo, bombę inflacyjną z opóźnionym zapłonem, zdemoralizowane ważne grupy zawodowe. Tłumaczy, że komuniści w zamian za oddanie władzy nad tym bałaganem dostali potężne wpływy w sferze własności, także w strategicznym obszarze bankowości, a dzięki liberalizacji gospodarki za czasów Mieczysława Rakowskiego i Leszka Balcerowicza zbudowali liczne biznesy. Wskazuje na znaczne wpływy (post)komunistów w aparacie przymusu, wojsku i służbach specjalnych („jedynych instytucjach, które są jeszcze w Polsce sprawne”).
Przy okazji dodaje jeszcze jedną rzecz: „Zachowali kontrolę nad środkami masowego przekazu, w niektórych regionach kraju mają wręcz monopol”. Kto pamięta wściekłe ataki z lat 90. na Radio Maryja, późniejszą chorobliwą wręcz niechęć elit do TV Trwam, kto pamięta, jak trudno było stworzyć w polskich realiach komercyjną, chadecką telewizję (smutne losy TV Puls), ten doskonale rozumie, że od początku transformacyjnych przemian grano mocno znaczonymi kartami. A „medialny pluralizm” mógł mieć tylko jedno oblicze: postkomunizmu z ludzką twarzą i neoliberalnym móżdżkiem.
Przez kolejne dekady mniej lub bardziej udanie tłumaczono społeczeństwu, że tego rodzaju opinie godne są wyłącznie oszołomów. W wywiadzie Torańskiej z Kaczyńskim w pytaniach i kontrach wybitnej dziennikarki pobrzmiewa wyraźnie protekcjonalny ton niewiary w diagnozy krnąbrnego polityka. A my dobrze wiemy, że środki przekazu III RP zaprojektowano właśnie tak, by przeczyły istnieniu postkomunistycznego układu, który z czasem przepoczwarzył się w nieco bardziej skomplikowany układ liberalno-postkomunistyczny.
Wiemy doskonale, że znaczny wysiłek w III RP włożono w to, by „pluralizm” wpływowych środków masowego przekazu strategicznie nie zagrażał staro-nowym elitom, które nie zamierzały dzielić się z nikim władzą nad państwem. A dziś, sięgając po coraz bardziej despotyczne narzędzia presji, chcą pozbyć się na stałe znienawidzonych przeciwników politycznych, utożsamianych z Prawem i Sprawiedliwością. Potrzebują do tego kontroli nad debatą publiczną, czyli skrajnego ograniczenia roli tych środowisk medialnych, które zachowują własny profil informacyjny i publicystyczny.
Kolejne próby zniszczenia Republiki
Nazywając rzecz po imieniu: wszyscy mamy prawo do kilkunastu kanałów informacyjnych w swoich telewizorach. Byle powtarzały się na nich wciąż te same gadające głowy, najlepiej z kuźni kadr przy Wiertniczej i Czerskiej. Wszyscy mamy prawo do kilku, kilkunastu opiniotwórczych, polskojęzycznych portali internetowych – byle na większości z nich regularnie obrzydzano Polkom i Polakom prawicową opozycję i jak najłagodniej utyskiwano na „pewne niedostatki” obecnej władzy.
Nikt, kto zdaje sobie sprawę z manichejskiej wręcz wojny o media i realia ustrojowe III RP, nie był zaskoczony, gdy 9 kwietnia sędzia Barbara Kołodziejczak-Osetek w imieniu wojewódzkiego sądu administracyjnego uchyliła zaskarżoną decyzję KRRiT ws. koncesji m.in. dla TV Republika. Nie pierwsza to i nie ostatnia próba zminimalizowania roli Republiki w przestrzeni medialnej. Charakterystyczne, że środki przekazu w rodzaju „Gazety Wyborczej” piszą w tej sytuacji, że „histeria jest nieuprawniona”. To daremna próba wmówienia milionom Polek i Polaków, że nie dzieje się nic złego ani niezwykłego, że to przecież „praworządna, uprawniona decyzja administracyjna”.
Tylko ktoś, kto urodził się wczoraj albo ma głowę totalnie umeblowaną przez wiadome redakcje, grzecznie się z tym zgodzi i odda się dalszej drzemce. Co bystrzejsi klakierzy i lepiej zorientowani polityczni macherzy, którzy nie potrafią utrzymać emocji na wodzy, wyją jednak z radości: dobrze wiedzą, że każdy cios zadany Republice zwiększa szansę na monopartyjny, ideowo jedynie słuszny układ medialno-polityczny w Polsce.
Nie jesteśmy jeszcze na Białorusi, nie jesteśmy w Rosji, żeby brutalną, jawną siłą zniszczyć niezależny od władzy, wpływowy medialny ośrodek. Zimą 2023 r. w sprawie TVP sięgnięto co prawda po silnorękich, ale w przypadku publicznego nadawcy łatwiej też było wykorzystać pozór praworządności. W przypadku naszej stacji byłoby o to zdecydowanie trudniej, dlatego możemy spodziewać się dalszych prób podgryzania jej korzeni, podważania prawnych umocowań, dzięki którym może nadawać jak najszerzej. Jeśli dodamy do tego presję na reklamodawców, w pełni zobaczymy skalę determinacji liberalno-postkomunistycznego układu, by zniszczyć najsilniejsze, niezależne od niego medium w Polsce.
Medialny układ nie znosi konkurencji
Ktoś powie, że opiniotwórcze środki przekazu w III RP już dawno są niezależne od najróżniejszych towarzyszy Szmaciaków, którzy na przełomie ustrojowym założyli różowe sweterki europejskich socjaldemokratów. I że przesadą jest mówić o postkomunistycznym układzie medialnym. Dziwnym trafem nawet najkrótszy przegląd linii programowych głównych mediów III RP podpowiada to jedno: zawsze przeciw „zbyt silnym” aspiracjom suwerennościowym; zawsze za polską gospodarką jako folwarkiem obcego kapitału i polskim pracownikiem jako tanią siłą roboczą; zawsze grzeczniej lub z jawną admiracją wobec postkomunistów z frakcji Aleksandra Kwaśniewskiego; właściwie zawsze w zgodzie polityką Berlina wobec Moskwy i Warszawy (zostawmy na boku czasy obecne, gdy wygodniej dla wielu jest zapomnieć o „resecie”). Przez dekady III RP stworzono niezwykle spójny medialny układ, środowiskowo coraz bardziej zamknięty, którego jedynym celem było i jest tłumaczenie polskiemu społeczeństwu, że nie mogło go spotkać nic lepszego niż władza Platformy Obywatelskiej i jej satelitów.
Nikt już tego po tamtej stronie właściwie nie udaje, dlatego nie słyszymy dziś zbyt wielu głosów o upadku pluralizmu medialnego i zagrożeniach dla wolności słowa. Przeciwnie, wielu publicystów i dziennikarzy, którzy wprost zyskali na powrocie Donalda Tuska do władzy, jawnie życzy jak najgorzej Republice. Ale to jedynie drobna egzemplifikacja znacznie głębszego problemu: „Nowa Polska czy jeszcze stara?”. Po kilku dekadach jest już jasne, że III RP brzydko się postarzała w dawnych błędach i układach. I dlatego coraz większą wagę będzie miał obywatelski opór i najdrobniejsze choćby finansowe wsparcie zwykłych ludzi dla Republiki. Dziś każdy gest dobrej woli jest potrzebny, by dalej bronić na barykadach polskości. I w przyszłości, oby nieodległej, z ich pomocą przypuścić kontratak na coraz bardziej despotyczny układ władzy.