„Wyszłam z założenia, że do polityki weszłam po coś i to coś zgubiłam i mam wrażenie, że przy was odnajduję”.
- tak idealistycznie o swoim udziale w życiu politycznym mówiła dziś posłanka, która przeszła do Polski 2050.
Z artykułu „GP” wyłania się zgoła inny wizerunek jej osoby. Jak czytamy, posłanka Hennig-Kloska z Konina jest bardzo silnie związana z tamtejszymi lokalnymi układami biznesowymi. Na poznańskiej Akademii Ekonomicznej ukończyła studia podyplomowe Analiza Finansowa i Controlling. Pracowała w Banku BGŻ BNP Paribas oraz w DCD Habitat sp. z o.o.
„Do niedawna była też współwłaścicielką firmy PHU Borg, której właścicielem jest obecnie jej mąż (…) jego firma wygrała ostatnio przetarg na dostawy materiałów biurowych dla szkół podległych powiatowi gnieźnieńskiemu, zarządzanemu przez koalicję PO i SLD”.
- pisze Lisiewicz.
Posłanka jest nazywana patronką tej koalicji w powiecie. Zdaniem autora tekstu, niemałe znaczenie w podejmowaniu decyzji przez posłankę miało pytanie czy „polityczna wojna z PO jej się opłaca”.
Jakie atuty miał Szymon Hołownia?
Łażą po drugim garniturze posłów i proponują im jedynki na listach do Sejmu, trochę po chamie.
- tak działania wysłanników Hołowni z ostatnich tygodni charakteryzuje w rozmowie z „Gazetą Polską” wpływowy doradca polityczny, wieloletni współpracownik polityków opozycji.
Gdy Hennig-Kloska zawahała się przed wyjściem z KO, mówiło się, że także to ugrupowanie miało obiecać jej „jedynkę” (w minionych wyborach kandydowała z trzeciego miejsca).
Posłance szczególnie zależeć miało na możliwości występów w mediach. Informator, dobrze znający posłankę podkreśla, że ona uwielbia występować publicznie.
Multibiba to baba-pijanica, a multiloqua to baba gadatliwa. Hennig-Kloska nie jest multibiba, ale jest multiloqua.
- stwierdza żartobliwie.
Lisiewicz pisze, że osobą, która przedwcześnie rozpuściła informację o konferencji, w czasie której miała zostać ogłoszona informacja o transferze Hennig-Kloski, była Dorota Drozd. A to informacja więcej niż ciekawa, bo to była bliska współpracowniczka Donalda Tuska i Ryszarda Petru. Czyli kolejna osoba z otoczenia Tuska, która trafiła do Hołowni. Drozd nazywana była niegdyś „suflerką Tuska” i uznawana za jego ważnego doradcę w sprawach PR-owych.
Potem miała zrobić Ryszarda Petru… męża stanu. 11 stycznia 2017 portal wpolityce.pl pisał:
„Gdy Ryszard Petru wrócił z upojnej podróży do Portugalii, pierwszą kobietą u jego boku nie była posłanka Joanna Schmidt, ale Dorota Drozd, specjalistka od politycznego PR (…) To ona próbuje wykreować Petru na męża opatrznościowego i chce zniwelować fatalne skutki wizerunkowe jego wpadki z wyjazdem do Portugalii”.
W artykule czytamy również o tym, jak wyglądają kulisy podobnych przepychanek wokół Tomasza Zimocha, a także o wiele ważniejszego z punktu widzenia władz tej partii Ireneusza Rasia.
Tygodnik w kioskach już w najbliższą środę.