W warszawskim klubie Hybrydy zakończyło się spotkanie z Jürgenem Rothem, autorem książki „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”.
Pytany o to, dlaczego książka nie wyszła w pierwszej kolejności w języku niemieckim, tylko skierowana została od razu do polskiego czytelnika Roth przyznaje, że niemiecka opinia publiczna nie jest zainteresowana kwestią Smoleńska.- Oczywiście jako dziennikarz nie powinienem być w posiadaniu takich dokumentów, ale z drugiej strony, to jest nasze zadanie jako dziennikarzy, żeby w posiadanie takich dokumentów po prostu wejść. Co do gen. Desinowa to jest klarowne, że jest on odpowiedzialny za ten zamach. Potwierdzają to zarówno wypowiedzi funkcjonariusza BND na ten temat, oraz informacje wynikające z innego źródła. To powinno zobowiązywać do dalszej dyskusji. Tego raportu nie należy traktować jako dowodu. To jest element puzzli, część większej układanki. Są tam opisane jedne z wielu powodów, które doprowadziły do katastrofy smoleńskiej. Dokument ten wprowadzam do obiegu w związku z innymi różnymi papierami z BND. Trzeba przyznać, że nie wszystkie źródła, które miał BND były wiarygodne. Przypomnę choćby to, co doprowadziło do wojny w Iraku. To była wypowiedź jednego z informatorów BND. Państwo wiedzą, że przekazywane przez niego informacje były fałszywe i zostały politycznie wykorzystane i zinstrumentalizowane. To jest co do zasady problem informacji pochodzących ze służb. Wracając do raportu dot. Smoleńska, ja sam początkowo byłem do niego nastawiony bardzo sceptycznie. O jego wiarygodności przekonały mnie informacje uzyskane od funkcjonariusza BND, którego dobrze znałem – mówił Jürgen Roth.
- Książka ta jest skierowana do polskiego czytelnika, gdyż w tej książce nie chodzi tylko o Smoleńsk. Smoleńsk jest w to wpleciony. Jest to wplecione w cała sytuację Niemca - Jürgena Rotha - który z jednej strony krytycznie podchodzi do spraw związanych z Polską, a z drugiej strony się z nią solidaryzuje. Powody katastrofy w Smoleńsku, to co do niej doprowadziło, te sygnały mało kogo w Niemczech interesują. Denerwowałem się, że niemieccy dziennikarze, którzy pisali na temat katastrofy smoleńskiej bazowali tylko na oficjalnym raporcie rosyjskim i polskim. Nie interesowało ich nic innego. Do tej pory niemieckiemu czytelnikowi sugeruje się, że krytyka raportu MAK równa się teorii spiskowej. Nawet w małym stopniu do tego to nie prowadzi, żeby zdać sobie pytanie czy faktycznie tak było. Dlatego wplatam spór o Smoleńsk w kwestie związane z dezinformacją Putina i jego polityki kłamstwa. To właśnie widzimy również na przykładzie MH17, który został zestrzelony nad Ukrainą. To widzą również państwo ws. zamordowania Litwinienki. To widzą państwo ws. okupacji Krymu. To widzą państwo ws. wsparcia rebeliantów prorosyjskich na wschodzie Ukrainy. To widzą państwo do dnia dzisiejszego, jak są prowadzone działania wojenne w Aleppo, gdzie bombardowane są szpitale. W tych okolicach w powietrzu są wyłącznie Syryjskie i Rosyjskie samoloty. Pomimo tego rosyjski rząd wszystkiemu zaprzecza. Dlatego tak ważne jest żeby w ten cały system dezinformacji wpleść również wiedzę na temat Smoleńska, bo Smoleńsk jest częścią tej całej polityki dezinformacji – mówił niemiecki dziennikarz.
- Nie mam na to dowodów. Mam raport roboczy funkcjonariusza BND, którego znam od wielu lat, który te źródła znał osobiście i zna. On mówił mi o tym już o wiele wcześniej, zanim ten raport powstał. Z drugiej strony już wtedy było to do udowodnienia, że to źródło, o którym wówczas mówił egzystowało – tłumaczył niemiecki dziennikarz.
Poproszony o wyjaśnienie informacji z treści raportu BND sugerującej, jakoby jakiś polski polityk miał zlecić rosyjskim służbom zamach na polskiego prezydenta autor książki „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat” tłumaczył, że jego głównym obowiązkiem, jako dziennikarza było umożliwienie zapoznania się z treścią raportu i wyrobienie sobie własnego zdania na jego temat.
- To się składa. Oczywiście jakiś polski polityk może przekazać innym służbom werbalnie lub niewerbalnie, że ktoś mu przeszkadza... Ja oczywiście nie mówię, że tak musiało być. Czasami ktoś może przeoczyć lub nie chce tego przeczytać... Podkreślam jednak, że ten dokument roboczy urzędnika BND jest tylko jednym z wyjaśnień bardzo wielu rzeczy. Naturalnie nie mówię w tej książce, że to, co tam zostało napisane jest absolutną prawdą. Tego nie wiem. Jeśli taki dokument istnieje, to moim obowiązkiem jest go przedstawić razem z krytycznym odniesieniem się do działania służb. Ten raport był już opublikowany w pierwszej książce. Wtedy sprowokowało to reakcję rzecznika BND. Wtedy powiedziano „tego nie ma”. Dlatego zdecydowałem się na upublicznienie raportu w całości, żeby czytelnicy sami mogli sobie wyrobić swoje własne zdanie na ten temat – tłumaczy Jürgen Roth.
Pytany o to, czy BND skomentowała tę najnowszą publikację autor książki wyjaśnia, że z całą pewnością kierownictwo niemieckiego wywiadu zostało już o wszystkim poinformowane.
- Nie wiem co BND czyta. Całe szczęście, że tego nie wiem. Myślę jednak, że zostali już o tym poinformowani. Bo ten funkcjonariusz BND, z którym miałem kontakt, zerwał całkowicie ze mną wszelkie kontakty. Nie może ze mną rozmawiać. Do lata tego roku mógł ze mną rozmawiać. Teraz już nie może. Dlatego właśnie uważam, że BND już dokładnie o wszystkim wie, ale to tylko moje przypuszczenie. Oczywiście nie mam w tej kwestii pewności, bo nie jestem funkcjonariuszem BND – mówił niemiecki dziennikarz.
TRANSMISJA: