Nie da się nie zauważyć, że zainteresowanie moją osobą ze strony „Wyborczej” zbiegło się w czasie z odbudowywaniem przez wydawcę „Gazety Polskiej Codziennie” marki „Expressu Wieczornego”. Być może to kogoś bardzo wystraszyło, więc próbuje się mnie zdezawuować, obrzucić błotem. (…) Czuję, że „Wyborcza” szykuje coś wrednego, żeby tuż przed ciszą wyborczą uderzyć w „Gazetę Polską Codziennie” i - być może - także w prezydenta Dudę – powiedział w rozmowie z Niezalezna.pl Janusz Szostak, który przekazał wydawcy „GPC” prawa do słynnej bulwarówki.
„Express Wieczorny”, który zniknął z Warszawy 21 lat temu, przetrwał dzięki kilku zapaleńcom z jego starej redakcji, którzy wydawali tytuł w Sochaczewie i okolicach. Wydawca „Gazety Polskiej Codziennie” postanowił odbudować markę, tak charakterystyczną dla stolicy i bardzo ciepło wspominaną przez Warszawiaków.
W piątek, 3 lipca, na ulicach Warszawy i kilku największych miast Polski rozdanych zostało bezpłatnie 1 milion egzemplarzy "Expressiaka”, co musiało zaniepokoić niektóre redakcje. Tym bardziej, że w tym tygodniu rozpoczęło się bezpłatne rozpowszechnianie kolejnego, ponad półmilionowego nakładu "Expressu Wieczornego". Łączny dotychczasowy nakład gazety wyniósł więc 1 mln 620 tys.
Sprawą zainteresowała się „Gazeta Wyborcza”, która zaczęła w powrocie „Expressu Wieczornego” szukać przysłowiowej „dziury w całym”. W tekście zamieszczonym 3 lipca w serwisie warszawa.wyborcza.pl redaktor Michał Wojtczuk stara się dociec, dlaczego "Expressiak" powrócił właśnie teraz.
Autor artykułu stwierdził, że jest to efektem... „partyjnych sondaży” i ubolewa, nad pojawiająca się na jego łamach krytyką kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego.
Okazuje się, że „Wyborcza” dalej zamierza drążyć ten temat, szukając kolejnych „sensacji”. Według relacji dziennikarza śledczego Janusza Szostaka, który przekazał prawa do tytułu i znaku towarowego „Expressiaka” wydawcy „Gazety Polskiej Codziennie”, żurnaliści z Czerskiej „szykują coś wrednego”, żeby tuż przed ciszą wyborczą „uderzyć w „Gazetę Polską i być może także w prezydenta Dudę”.
- Dziennikarka „Gazety Wyborczej” zapytała mnie, w jaki sposób wszedłem w posiadanie tego tytułu. Powiedziałem jej, że zgodnie z prawem – postanowieniem sądu i decyzją Urzędu Patentowego, ale się nie tłumaczyłem – powiedziałem, że nie chcę na ten temat rozmawiać. Wszystkie te prawa posiadam zgodnie z prawem; są wpisy sądowe, rejestry sądowe, znak towarowy itd. Można to sprawdzić
- powiedział w rozmowie z Niezalezna.pl Janusz Szostak.
Jak dodał, „próbowano też dociec, na jakich zasadach zostały przekazane prawa do tytułu i znaku towarowego’. - Kiedy odmówiłem, dziennikarka „Wyborczej” „wyskoczyła” do mnie z tekstem: Ale pan okradł kiedyś "Express Wieczorny” – relacjonował dziennikarz.
- Powołała się na rozmowę z moim byłym „naczelnym” Krzysztofem Siemieńskim. Tu warto dodać, że Siemieński, to były działacz Unii Wolności. – Pan Krzysztof Siemieński powiedział nam, że pan okradł „Express Wieczorny”, że pan fałszował dokumenty poświadczające wyjazdy na delegacje
- miała oznajmić Januszowi Szostakowi dziennikarka „GW” w rozmowie telefonicznej .
- Wyjaśniłem jej, że faktycznie taki zarzut mi postawiono, kiedy zamierzałem odejść z tej gazety. Sytuacja w redakcji była wówczas nieciekawa i postanowiłem przejść do „Życia Warszawy”, tam mnie i moich kilku kolegów chciano zatrudnić
- wspominał nasz rozmówca.
- Kiedy Krzysztof Siemieński dowiedział się, że chcę odejść, wezwał mnie (w czasie mojego urlopu) do redakcji i chciał mi wręczyć wypowiedzenie. Powiedziałem mu wówczas, że nie pozwala na to prawo pracy i wyszedłem. Od tego momentu nie wpuszczano mnie już do redakcji, natomiast próbowano mnie zwolnić, choć z uwagi na fakt, że byłem wtedy miejskim radnym w Sochaczewie nie było to łatwe. Siemieński interweniował w radzie miasta [Sochaczewa-red.], ale bez skutku. Mimo tego zwolniono mnie bezprawnie, co potwierdził swoim wyrokiem sąd pracy
- wskazał Janusz Szostak. Jak powiedział, „wymyślono” więc, że „fałszował on delegacje i ta sprawa trafiła do sądu”.
- Faktycznie postawiono mi taki zarzut, ale sprawę tę wygrałem, zostałem uniewinniony. Na podstawie ekspertyz biegłych grafologów, biegłych księgowych i zeznań świadków, sąd stwierdził, że dokumenty były faktycznie fałszowane, ale nie przeze mnie, lecz przez inne osoby, być może przez osoby z księgowości związane z kierownictwem redakcji. W ten sposób chciano się mnie pozbyć. Trwało to bardzo długo (kilkanaście lat) i było bardzo przykre
- mówił.
Podczas rozmowy z dziennikarką „Gazety Wyborczej”, Szostak ostrzegł ją, że jeżeli w tekście, który przygotowuje, pojawi się sformułowanie, że „okradł Express Wieczorny” lub inne, choćby sugerujące jego związek z jakąkolwiek kradzieżą, to poda wydawcę „GW” do sądu. - Żeby nie było wątpliwości, przesłałem jej stosowny wyrok – podkreślił.
Według dziennikarza, sytuacja jest skandaliczna, bo to on był „ofiarą tej historii”, ponieważ oskarżono go o coś, czego nie zrobił i „przez kilkanaście lat” musiał walczyć w sądzie o swoje dobre imię.
- Nie da się nie zauważyć, że zainteresowanie moją osobą ze strony „Wyborczej” zbiegło się w czasie z odbudowywaniem przez wydawcę „Gazety Polskiej Codziennie” marki „Expressu Wieczornego”. Być może to kogoś bardzo wystraszyło, więc próbuje się mnie zdezawuować, obrzucić błotem. Już widzę tytuł: „Gazeta Polska Codziennie przejęła Express Wieczorny od złodzieja”. Po nich wszystkiego można się spodziewać. Być może gdzieś na końcu, małym drukiem wspomną, że zostałem prawomocnie uniewinniony, ale przekaz pójdzie w świat. Czuję, że „Wyborcza” szykuje coś wrednego, żeby tuż przed ciszą wyborczą uderzyć w „Gazetę Polską Codziennie” i - być może - także w prezydenta Dudę
- podsumował Janusz Szostak.