Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Przedwyborcze bajki Sakiewicza! Tajemnicze przygody małego Janka z historią w tle

Bajki Tomasza Sakiewicza publikowane na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" cieszą się dużą popularnością. Dzisiaj na portalu Niezalezna.pl można przeczytać aż dwie przedwyborcze bajki, które opowiadają o tajemniczych przygodach małego Janka. Jaka jest ich symbolika i przesłanie? To już zostawiamy Państwa wyobraźni...

Tomasz Sakiewicz
Tomasz Sakiewicz
Fot. Marcin Pegaz/Gazeta Polska

W bajce opublikowanej w "Gazecie Polskiej Codziennie" przed tygodniem, autor opisuje historię tajemniczej zbroi. 

ZBROJA

Ojciec Janka uwielbiał zbierać stare rzeczy. Miał bardzo stare biurko, jeszcze starszy kredens i zupełnie stare obrazy. Niektóre z tych rzeczy zostały pięknie odnowione, jak choćby biurko, które wcześniej było bardzo obdrapane. Po staraniach konserwatora stało się błyszczące i wyglądało jak wczoraj zrobione. Wyprodukowano je wprawdzie sto lat temu, ale cudowne ręce rzemieślnika przywróciły mebel do dawnej świetności.

Tata chłopca starał się jak mógł, by wszystkie meble i obrazy, które zgromadził, wyglądały tak, jak je kiedyś stworzono. Jednak wymagało to wiele czasu i pieniędzy. No i nie wszystko udawało się odnowić. Czasem nawet najlepszy konserwator nie chciał dotykać obrazu, żeby nie zmazać resztek farby skrytych w zaczernionych przez sadze i kurz plamach.

Tak też było ze zbroją opartą o ścianę. Rdza przykryła piękne ozdoby, tarcza była pogięta i porysowana, czasem w pełnym słońcu ukazywała tylko resztki pięknego herbu naniesionego na żelaznej powłoce.

Miecz ze starości zablokował się w pochwie i trudno było go wydobyć, by zobaczyć ostrze. Stara zniszczona zbroja stała miesiącami i nie zmieniała się choćby jedna jej plama. Tak było aż do pewnej nocy. Janek zawsze podejrzewał, że w wielkim domu, w którym mieszkał razem z ojcem, w nocy toczy się zupełnie inne życie. Czasem rzeczywiście na piętrze nad sypialnią słyszał jakieś rozmowy albo nawet kłótnie. Potem myślał, że to wszystko mu się przyśniło. Czy był to sen, czy też nie, rozstrzygnąć mógł tylko wtedy, gdy przekona się, co tam się dzieje, na własne oczy.

Któregoś dnia, kiedy ojciec chłopca poszedł spać, Janek wspiął się po schodach i zaczął uważnie rozglądać się po pokojach.

Na początku nic się nie działo. Kiedy jednak zegar wybił 12, z obrazów zaczęły spływać namalowane na nich postacie. Z jednego spłynęły nimfy, z innego syreny, z trzeciego wreszcie bawiący się na polu chłopcy.

Wszyscy uśmiechali się do Janka i zachęcali do zabawy. 

Wtem przy jednym z obrazów coś łupnęło. Zeskoczyła z niego paskudna postać z maczugą w ręku. Ubrana była w metalowy hełm i skóry zwierząt. Oprócz maczugi trzymała jeszcze w drugim ręku drewnianą tarczę. Zbliżyła się do chłopców z obrazu. Zaczęli przed nią uciekać. 

– Rozszarpię, rozgniotę, posiekam – krzyczał uzbrojony potwór ze złością. Kiedy chłopcy się schowali, odwrócił swoją włochatą i pokrytą sinymi guzami głowę w kierunku nimf.

Ruszył na nie z równie wielką złością. Ledwo udało się przerażonym nimfom uciec. Chłopiec postanowił nie czekać, aż go potwór dopadnie. Zbiegł na dół, zabrał tarczę i miecz. Nie tracił czasu na zakładanie całej zbroi. Po chwili znowu znalazł się na górze. Był to ostatni moment, by coś zrobić, bo potwór właśnie zamachnął się maczugą na syreny. 

– Zostaw je! – krzyknął chłopiec. 

Potwór spojrzał na chłopca i zaraz zaatakował. Uderzył w niego maczugą z taką siłą, że aż zafurczała w powietrzu. Janek zasłonił się tarczą, ale siła uderzenia zwaliła go z nóg. W tarczy zrobiło się potężne wgięcie. Chłopcu udało się wyciągnąć miecz z pochwy, ale nie czekał na kolejne uderzenie. Rzucił tarczę i przekręcił się na podłodze. W miejscu, gdzie przed chwilą leżał, wylądowała znowu maczuga. Tym razem walnęła o podłogę.

Janek poderwał się na nogi i zamachnął się mieczem, trzymając go w dwóch rękach. Potwór zasłonił się drewnianą tarczą. Ta jednak nie wytrzymała uderzenia i pękła na dwie części. Przerażony potwór rzucił maczugę i wskoczył z powrotem do obrazu. Z każdej strony zaczęły wypływać nimfy i syreny. Pojawili się też rozradowani chłopcy. Wszyscy bili Jankowi brawo. 

– Nasz obrońca, nasz rycerz, bohater! – krzyczeli na przemian. 

Zaczęło powoli świtać i postacie z obrazów wracały na swoje miejsca. Janek zszedł na dół i odłożył miecz oraz tarczę na miejsce. Trochę się martwił, że tata zobaczy nowe wgięcia na tarczy, ale był bardzo dumny z tego, co zrobił. Po chwili zasnął w swoim łóżku. 

Rano rzeczywiście usłyszał wołanie ojca. Jego tata stał przy zbroi. Chłopiec już chciał się zacząć tłumaczyć z nocnych ekscesów, gdy się zorientował, że jego ojciec zamiast się złościć, cieszy się jak dziecko. 

– To niesamowite, niesamowite – mówił. 

Wtedy Janek spojrzał na zbroję. Miecz i tarcza wyglądały jak nowe. Na błyszczącej tarczy widać było cały herb. Tylko reszta zbroi się nie zmieniła. 
Janek już wiedział, co się stało. Następnej nocy założy całą zbroję. Pójdzie w niej bronić tych, którzy sami się nie obronią. Wtedy cała zbroja będzie jak nowa. Bo zbroja może błyszczeć tylko wtedy, gdy nosi ją rycerz.


W dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie" redaktor Sakiewicz przedstawia kolejną przedwyborczą bajkę, w której mały Janek spotyka w lesie postacie w mundurach. 

STRAŻNICY LASU

Janka zawsze bardzo ciekawił las. Mama czasem zabierała go tam na grzyby albo żeby szukać jagód. Mimo że ich dom był najbliżej tego lasu ze wszystkich domów w całej wsi, Janek nigdy nie poszedł tam wieczorem. Ludzie we wsi opowiadali, żeby tam nie chodzić, bo w nocy straszy. Jak było naprawdę, długo nie mógł się przekonać. 

Było tak aż do pewnego dnia, gdy mama zachorowała. Miała wysoką gorączkę i musiała wezwać lekarza. Lekarz powiedział, że jeśli chce szybko wyzdrowieć, to musi pilnie zażyć lekarstwo. We wsi, w której mieszkali, nie było apteki. Trzeba było iść do miasteczka obok. Zbliżał się wieczór, ale Janek postanowił pomóc mamie i poszedł. Mama słabym głosem prosiła go, by unikał lasu, bo nigdy nie wiadomo, co go tam czeka.

Droga do miasteczka biegła tuż przy lesie, ale Janek szedł prosto jej środkiem, nie zastanawiając się, co też tam się może czaić obok w drzewach. Zdążył przed zamknięciem apteki. Wykupił receptę i zaraz wracał. Zrobiło się zupełnie ciemno.

W połowie drogi Janek zauważył niewielki ruch na polanie. Nad ziemią zaświeciły się dwa małe światełka. Potem kolejne. Włosy zjeżyły mu się na głowie. Najpierw pomyślał, że to duchy. Po chwili zorientował się, że jest jeszcze gorzej. To były wilki. Skradały się za nim, aż w pewnym momencie rzuciły się w jego kierunku.

Zaczął uciekać ile sił w nogach. Niestety wilki były szybsze i już go prawie miały, gdy na skraju lasu zabłysło duże światło. Po chwili okazało się, że to wcale nie było światło, ale płonąca pochodnia. Nie wiadomo, dlaczego wisiała w powietrzu. Szybko zbliżała się do Janka. Wilki podeszły do niego już na kilka metrów, gdy pochodnia rozdzieliła chłopca od zwierząt. Latała przed oczami przerażonych napastników tak wściekle, że uciekli w popłochu.

Wtedy chłopiec usłyszał głos: „Biegnij do lasu”. Długo nie zastanawiał się, skąd ten głos dochodzi, i wbiegł pomiędzy drzewa. Pochodnia podążała za nim.

Kiedy przekraczała granicę lasu, okazało się, że na pochodni jest jakaś dłoń. Potem pojawiła się ręka. Szybko z ciemności wynurzyła się głowa i reszta ciała. W lesie Janek zobaczył, że pochodnię trzyma żołnierz w mundurze. 
Janek przerażony był wilkami, ale ten widok też napawał go lękiem. 

– Skąd ty jesteś? – zapytał żołnierza.
– Skąd my jesteśmy? – odpowiedział żołnierz pytaniem na pytanie. 

Chłopiec zaczął się rozglądać. Wokoło pojawiały się postacie w mundurach. Szli po runie leśnym, nie zgniatając roślin. Janek zrozumiał wtedy, że są duchami. Żołnierz, którego zobaczył jako pierwszego, uspokoił go:

– Nie bój się, bronimy lasu i póki jesteś z nami, jesteś bezpieczny. 

Janek nie był w stanie wydobyć z siebie już ani słowa. Jednak ciekawość była silniejsza. 

– Skąd wzięliście się w lesie? – zapytał wreszcie. 
– Polegliśmy na wojnie w obronie tego lasu – odpowiedzieli żołnierze. – Teraz go strzeżemy, strzeżemy też waszej wsi. Póki my tu jesteśmy, póty las trwa i wam nic nie grozi. 

Janek jeszcze chwilę porozmawiał z żołnierzami. Musiał jednak wracać do chorej mamy i zanieść jej lekarstwo. Był już niedaleko domu. Jednak wilki mogły jeszcze wrócić. Żołnierze postanowili odprowadzić go pod dom. W tym momencie w ręku każdego z nich zaczęła wyrastać pochodnia. Otoczyli Janka i ruszyli, mając chłopca w środku tego dziwnego pochodu.

Kiedy przekraczali granicę lasu, znikali, ale pochodnie nadal wisiały w powietrzu. Janek szedł otoczony kołem pochodni, które nie wiadomo kto trzymał. Tylko chłopiec wiedział, że trzymali je żołnierze-duchy. Dotarł do domu i dał mamie lekarstwo. 

Rano już była zdrowsza. Chciał jej opowiedzieć, co go spotkało poprzedniej nocy, ale się bał, że mu nie uwierzy. Wieczorem wyszedł przed dom i spojrzał w kierunku lasu. Na jego skraju znowu zamajaczyły mundury. Żołnierze stali w szeregu i wszyscy mu salutowali. Po chwili zniknęli w lesie. 
Wiedział, że póki tam są, zawsze przyjdą z pomocą. I ani wilki, ani inne groźne stworzenia nikomu we wsi nie zagrażają.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#Gazeta Polska Codziennie #bajki Tomasza Sakiewicza #Tomasz Sakiewicz

redakcja