Jak Pańskie samopoczucie przed galą otwarcia?
Zawsze jest trochę tremy, ale tak naprawdę bardziej stresujące są przygotowania do festiwalu niż on sam. Przede wszystkim czuję radość i ekscytację na myśl o dzisiejszym wieczorze.
Wiadomo, że wybór tytułów startujących w konkursie głównym to nierzadko sztuka kompromisów. Jest pan zadowolony z wyłonionej szesnastki?
Uważam, że to najlepsza selekcja spośród tych trzech, przy których miałem okazję pracować - wszystkie filmy, na których mi zależało znalazły się w Konkursie Głównym festiwalu. Jestem bardzo ciekaw werdyktu i myślę, że jury będzie miało trudne zadanie, bo nie dość, że wszystkie filmy prezentują wysoki poziom artystyczny, to mówi się o co najmniej kilku mocnych kandydatach do Złotych Lwów.
Wśród wyłonionych tytułów znalazło się aż siedem debiutów. O czym to może Pana zdaniem świadczyć?
Rzeczywiście, ponad połowa z wyłonionych finalistów urodziła się w latach 80. To pokazuje, że pokolenie 30-latków dochodzi do głosu, również za kamerą.
„Smoleńsk” podzielił środowisko filmowe w Polsce. Pan zdecydował się pokazać obraz Antoniego Krauzego podczas specjalnego pokazu pozakonkursowego. Dlaczego?
Z dwóch powodów – po pierwsze jest to najbardziej dyskutowany polski film sezonu, więc uznałem, że ta dyskusja powinna zaistnieć również w Gdyni. Po drugie pan Antoni Krauze pracował nad tym obrazem długo, w niełatwych warunkach, i film, mimo politycznych burz wokół niego, ostatecznie ukończył. Festiwal w Gdyni został stworzony jeszcze w latach 70. przez filmowców dla filmowców i panu Krauzemu, ze względu na jego dorobek, taki pokaz pozakonkursowy po prostu się należy.
W tym roku 75 lat skończyłby Krzysztof Kieślowski. Część festiwalowych wydarzeń będzie poświęcona właśnie jemu. Jak Pan myśli, czy młodzi twórcy, których w konkurencji po Złote Lwy znalazło się tak wielu, potrafią czerpać z jego dorobku?
Jak najbardziej. Niektóre z obrazów niemal wprost nawiązują do stylistyki charakterystycznej dla Kieślowskiego – echa jego twórczości pobrzmiewają np. w „Zjednoczonych stanach miłości” Tomasza Wasilewskiego, które ukazując portret blokowiska w okresie transformacji, przywodzą na myśl „Dekalog”. Tę inspirację widać również w filmie „Body/Ciało” zeszłorocznej zwyciężczyni Małgorzaty Szumowskiej. Z drugiej strony pamiętajmy też, że Kieślowski był dokumentalistą - kiedy oglądam takie filmy jak np. „Fale” Grzegorza Zaricznego, to mam wrażenie, że to dokumentalne oko Kieślowskiego też jest tutaj obecne. To dowód na to, że Krzysztof Kieślowski nadal żyje – nie tylko w filmach, które po sobie zostawił, ale również w obrazach wykreowanych przez jego uczniów.
Czego mogą się nauczyć młodzi filmowcy od reżysera „Dekalogu”?
Myślę, że poza warsztatem, przede wszystkim pewnej uwagi i empatii – ciekawości drugiego człowieka, która tak bardzo wyróżniała obrazy Kieślowskiego.