Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy. Każde przestępstwo winno być ukarane - głosi treść niepublikowanego dotąd listu kardynała Karola Wojtyły do skazanego za wykorzystywanie seksualne dziewczynek ks. Józefa Lorenca. Jak się okazuje, archiwa IPN posiadają sporo materiałów, które ukazują, jak przyszły papież traktował przestępców seksualnych w czasie, gdy pracował w Krakowie.
Sprawę opisują dziennikarze "Rzeczpospolitej", którzy dotarli w archiwum IPN do listu autorstwa Karola Wojtyły z 1971 roku. Jak zauważają autorzy, postępowanie ówczesnego metropolity krakowskiego odbiegało od "powszechnych wtedy praktyk pobłażliwości dla sprawców". Opisywany przypadek dotyczy księdza Józefa Loranca, który od święceń kapłańskich w 1958 roku aż do śmierci w 1992 był duchownym archidiecezji krakowskiej.
„W jego przypadku kard. Wojtyła podjął błyskawiczne, zgodne z kodeksem prawa kanonicznego (KPK), decyzje. I choć potem stopniowo uchylał ciążące na nim kary kościelne i okazywał mu daleko idące miłosierdzie, to jednak zachowywał czujność”
- podje Rz.
Ks. Loranc nauczał religii i w parafiach, w których pracował zbierał pozytywne recenzje. W 1968 roku został przeniesiony do parafii w Jeleśni. Z kolei dwa lata później, w marcu, do Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krakowie trafiła notatka zawierająca stwierdzenie, że kapłan "podczas nauk religii w tamtejszej kaplicy parafialnej deprawuje dzieci oraz wyżywa się lubieżnie z nieletnimi dziewczynkami".
Śledztwo w jego sprawie rozpoczęło się 12 marca, a duchowny przyznał się do winy "już na pierwszym przesłuchaniu". Stwierdzono również, że w chwili popełniania przestępstw miał "pełną zdolność rozpoznania znaczenia tych czynów". Z aktu oskarżenia, który trafił do Wydziału IV Karnego Sądu Wojewódzkiego w Krakowie, dziennikarze opisali "obraz bezwzględnego dorosłego mężczyzny, który wykorzystując swoją pozycję i autorytet, krzywdził dzieci przez wiele miesięcy".
Piszą między innymi o tym, że dziewczynki, które przed nim uciekały do ostatnich ławek, przesadzał z powrotem do ławki pierwszej, a gdy nie chciały się "bawić w chowanego", karał obniżeniem stopnia z zachowania. Duchowny został skazany za to na dwa lata pozbawienia wolności oraz grzywnę 500 zł.
Kardynał Wojtyła o sprawie dowiedział się z relacji proboszcza i był nią wstrząśnięty. Po potwierdzeniu zdarzeń przez samego oskarżonego zadecydował, że "nie może on pełnić swych obowiązków w parafii Jeleśnia i na jego miejsce ma przyjść inny ksiądz". Natomiast Loranc miał udać się do swojej matki w Łodygowicach i czekać na decyzję Kurii. Zabroniono mu wykonywania funkcji kapłańskim oraz nakazano przebywanie w klasztorze, odbycie rekolekcji i poddanie się leczeniu.
- stwierdzają dziennikarze Rz. Oskarżany kapłan wypełnił decyzję przełożonego i przeniósł się do opactwa cystersów w Mogile, gdzie został aresztowany.
Ks. Loranc po dobyciu połowy kary wyszedł warunkowo na wolność i osiadł w Zakopanem w 1971 roku. Tamtej jesieni kard. Karol Wojtyła wysłał do niego list, który znamy tylko dzięki temu, że został przechwycony i skopiowany przez bezpiekę. W piśmie metropolita krakowski zgadza się na pobyt ks. Loranca w Zakopanem i informuje o oddaniu jego sprawy pod osąd Trybunału Metropolitalnego, który powstrzymał się od wymierzania mu kary.
„Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy. Każde przestępstwo winno być ukarane. Jeżeli więc w wypadku Księdza do wymiaru kary nie doszło, to ze względu na specjalne okoliczności, przewidziane przez Ustawodawcę kościelnego w kan. 2223 par. 3 n.2. Okolicznością specjalną, która skłoniła sędziów Trybunału Metropolitalnego w Krakowie do zaniechania kary, był wyrok trybunału państwowego, a więc ukaranie Księdza przez władzę świecką”
- napisał przyszły papież. Kard. Wojtyła nie przywrócił ks. Lorencowi misji kanonicznej do katechizacji dzieci i młodzieży oraz jurysdykcji do spowiadania. Stało się to dopiero we wrześniu 1973 roku, na wniosek proboszcza zakopiańskiej parafii, który poprosił o to, aby Lorenc mógł spełniać „wszystkie obowiązki duszpasterskie z wyjątkiem katechizacji”. Prośbę wysłuchano, ale ks. Lorenc nie został wikariuszem parafii, a otrzymał tam jedynie status rezydenta.
Dziennikarze Rz zwracają również uwagę na możliwą prowokację bezpieki w 1974 roku. Chodzi o anonimowy donos na ks. Lorenca w sprawie niedwuznacznych zachowań wobec dziewczynek". O tym, czy doniesienia były prawdziwe, dowiemy się dopiero w 2042 roku. Właśnie wtedy teczka personalna ks. Lorenca, która mieści się w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, przestanie być niedostępna.