We Francji trwają blokady dróg, będące protestem przeciw niedawnej podwyżce akcyzy na paliwa. Choć protestujących jest o wiele mniej, to obserwatorzy ruch "żółtych kamizelek" już uznali za sukces. Na jutro w Paryżu zwołano kolejną manifestację.
Od początku podkreślano, że "żółte kamizelki" – jak nazywa się protestujących – to ruch spontaniczny, oddolny, niezorganizowany. Widać to było w ubiegłą sobotę, w pierwszy dzień blokad, gdy ich uczestnicy byli często zagubieni, a ich akcje nieskoordynowane.
Obserwatorzy zauważają, że przygotowania do kolejnej manifestacji w Paryżu, w której uczestniczyć będą prawie wyłącznie przybysze z prowincji, powodują, że pojawiają się zalążki organizacji: wspólny wynajem autokarów czy łączenie kierowców z pasażerami (carpooling) w celu zmniejszenia zarówno kosztów podróży, jak i liczby wozów. Pojawiają się też rzeczniczki i rzecznicy "żółtych kamizelek".
Ta ewolucja, jak i udokumentowane sondażami rosnące poparcie społeczne oraz niesłabnące echa w mediach, powodują, że obserwatorzy już mówią o sukcesie "żółtych kamizelek". Przewidują, że jeśli paryska manifestacja zgromadzi tłumy, ruch, nawet po zakończeniu blokad, będzie dla władz "twardym orzechem do zgryzienia".
Cytowany przez telewizję BFM rzecznik ruchu w Saint-Brieuc w Bretanii zapowiedział, że tylko połowa protestujących tam zamierza udać się do francuskiej stolicy, m.in. dlatego, że podróż jest zbyt kosztowna. Większość pozostałych zamierza w sobotę manifestować na miejscu. Według BFM TV podobne plany mają "żółte kamizelki" w innych regionach.
Dziennik "Le Monde" przeprowadził ankietę wśród czytelników, z której wynika, że osoby zamożniejsze, mieszkające w dużych ośrodkach miejskich i przez to słabiej odczuwające akcyzę na paliwo, w imię ekologii gotowe są zaakceptować pewne podatki. Choć twierdzą, że "rozumieją zdenerwowanie, którego wyrazem jest ten ruch, nie popierają sposobu działania i odcinają się od wartości, jakie reprezentują żółte kamizelki" – tłumaczy interpretująca ankietę Cecile Bouanchaud.
"Żółte kamizelki" wywodzą się głównie z niewielkich miast. To osoby z klas średnich, którym się niezbyt dobrze powodzi. "Ta ankieta unaocznia przepaść, jaka dzieli dwie Francje" – komentuje dziennikarka.
French people are amazing, oh my gad !! ?? #GILETSJAUNES #Giletsjaunes pic.twitter.com/imJKwE7d6p
— Juli1 (@JulienBRF) 22 listopada 2018
Prezydent Francji Emmanuel Macron i przedstawiciele władz ostrzegali uczestników protestów przed "politykierskim wykorzystaniem ich ruchu". Ekspert od radykalnych ruchów politycznych Jean-Yves Camus stwierdził w wywiadzie dla "Le Monde", że "żółte kamizelki zdają się wymykać przedstawicielom wszystkich kierunków politycznych, łącznie z Marine Le Pen".
Wszelkiego rodzaju podatki "i niepewność tych ludzi co do zatrudnienia, przyszłości ich dzieci, jak i zablokowanie windy społecznej (możliwości awansu społecznego poprzez wykształcenie i pracę), to wystarczające składniki do zakwestionowania prawowitości władzy" – tłumaczył Camus. "Nie jest wykluczone, że wielu manifestantów w ogóle już w nic nie wierzy: ani w Zjednoczenie Narodowe, ani nawet w to, że warto głosować" – wskazuje badacz i zastanawia się, czy największym zagrożeniem dla kolejnych wyborów nie będzie masowa absencja.