Kryzysowa sytuacja w rejonie Morza Azowskiego wywołuje kolejne światowe reakcje. Podczas dzisiejszego posiedzenia Komisji Europejskiej potępiono rosyjską agresję wobec Ukrainy. Tymczasem prezydent Rosji Władymir Putin "idzie w zaparte", zrzucając całą winę za atak w cieśninie kerczeńskiej na Ukrainę. Według niego doszło do celowej prowokacji.
Putin oświadczył dzisiaj, że incydent na Morzu Czarnym był "prowokacją", zorganizowaną przez ukraińskie władze przed wyborami prezydenckimi i "obliczoną na to, by wykorzystać ją jako pretekst" do wprowadzenia stanu wojennego na Ukrainie.
Mówiąc o przyszłorocznych wyborach, Putin zauważył, że notowania urzędującego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki są niskie i dodał:
Trzeba coś robić, żeby zaostrzyć sytuację i stworzyć przeszkody dla konkurentów
- powiedział.
Putin oznajmił też, że okręty ukraińskie nie odpowiadały na zapytania służb pogranicznych Rosji i wpłynęły na wody terytorialne Rosji.
Zupełnie inne zdanie ws. incydentu na Morzu Azowskim mają instytucje międzynarodowe, z Unią Europejska na czele.
Te wydarzenia są nie do zaakceptowania. Oczekujemy, że Rosja natychmiast zwróci okręty i zwolni załogi, zapewniając konieczne wsparcie medyczne, tym ukraińskim marynarzom, którzy go potrzebują
- powiedział na konferencji prasowej w Brukseli po posiedzeniu kolegium komisarzy wiceszef KE Valdis Dombrovskis.