Dyrektor generalna YouTube i Amerykanka polskiego pochodzenia Susan Wojcicki została tegoroczną laureatką „Freedom of Expression Award” - nagrody przyznawanej za wyjątkowe zasługi w dążeniu do wolności słowa. Wyróżnienie wzbudziło ogromne kontrowersje. Raz, że platforma usuwa dziesiątki milionów filmów rocznie, a także niektóre kanały - choćby ten należący do LifeSiteNews, największej strony pro-life na świecie. Dwa? Sponsorem nagrody okazał się… sam YouTube.
Platforma od lat mierzy się z solidną krytyką, zarzucającą moderatorom cenzurę, wykluczanie treści o niewygodnym światopoglądzie. Głośnym echem odbił się również fakt, że jednym ze sponsorów nagrody wręczonej Wojcicki jest sam YouTube.
W wywiadzie dla Freedom Forum Wojcicki przekonywała, że platforma pod jej wodzą chroni wolność na wszystkie możliwe sposoby i “bardzo zależy jej na wolności wypowiedzi”. Zaraz po tym przyznała, że „chcąc reprezentować jak najwięcej głosów, muszą też pilnować, aby istniały pewne ograniczenia”.
- Usuwamy treści, które naruszają regulamin, ale w tym można posunąć się za daleko, tak że staje się to cenzurą. Dlatego ciężko pracujemy, żeby znaleźć odpowiednią równowagę pomiędzy odpowiedzialnością a wolnością słowa
- mówiła Wojcicki.
Rozrost kolejnych ograniczeń na przestrzeni ostatnich lat tłumaczyła lawinowo przybywającymi użytkownikami z całego świata. Efekt? W samym tylko zeszłym kwartale YouTube usunął 9 milionów filmów; aż 90 procent z nich zostało usunięte automatycznie przez algorytmy.
To bardzo dobrze, bo jeśli jakaś treść narusza zasady to musi być usunięta bardzo szybko. Jest wiele treści, które technicznie mieszczą się w tym co dopuszczalne na platformie, ale są na granicy. Dlatego takie treści musimy ograniczać. Tzn. nie polecamy ich użytkownikom. Nadal są one na platformie, ale niekoniecznie są przez nią rekomendowane
- tłumaczyła dyrektor YouTube.