GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Obóz dla uchodźców zmienił oblicze tej wsi. Mieszkańcy rozpoczęli nocne dyżury

Życie mieszkańców litewskich Rudnik zmieniło się nie do poznania. Wszystko przez obóz dla uchodźców, w którym mają miejsce dantejskie sceny. Powstają klany, konflikty, dochodzi do zamieszek i przypadków wykorzystywania seksualnego. Ciągle ktoś próbuje uciekać z obozu, dlatego mieszkańcy postanowili wprowadzić dyżury w ramach "grupy bezpiecznego sąsiedztwa".

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Filip Blazejowski/Gazeta Polska

W litewskich Rudnikach mieszka około 600 osób, w zdecydowanej większości to Polacy. Wieś leży na dawnym Szlaku Jagiellońskim, Kraków-Lublin-Wilno, łączącym stolice dawnej Rzeczypospolitej. Rudniki były ostatnią miejscowością przed Wilnem, w której zatrzymywali się podróżujący władcy. W XV-XVII wieku Puszcza Rudnicka była też ulubionym terenem polowań królewskich.

Spokojne do niedawna życie wsi nieopodal Wilna zostało zakłócone. Tuż obok wsi powstał największy na Litwie obóz dla nielegalnych migrantów z Białorusi, mogący pomieścić ok. 800 osób. Rudniczanie stworzyli grupę bezpiecznego sąsiedztwa.

- Nie chcieliśmy, żeby powstał tu obóz. Protestowaliśmy i nadal protestujemy, ale jesteśmy świadomi, że on już tu pozostanie i robimy wszystko, by przynajmniej było w nim jak najmniej osób i żeby teren był należycie zabezpieczony

– mówi Henryk Baranowicz, starosta gminy Biała Waka, do której należy wieś Rudniki w rejonie solecznickim.

Pod koniec lipca mieszkańcy wsi dowiedzieli się, że na poligonie wojskowym znajdującym się w puszczy, w odległości około pół kilometra od ich domostw, zostanie rozlokowany obóz. „Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Szok, niedowierzanie. Nikt z nami tego nie uzgadniał” – mówi Krystyna Sławińska, mieszkanka Rudnik, radna samorządu rejonu solecznickiego.

Przerażeni mieszkańcy wsi i okolicznych miejscowości spontanicznie zablokowali drogę, by samochody przewożące na poligon namioty nie mogły wjechać. Policja zażądała zejścia z drogi. Ostatecznie protestujący siłą zostali zepchnięci.

- Minister spraw wewnętrznych Litwy Agne Bilotaite nazwała nasz protest działaniem antypaństwowym, a to była po prostu naturalna reakcja, obrona przez zbliżającym się niebezpieczeństwie

 – twierdzi Sławińska. Mieszkańcy wsi wystosowali list do szefowej MSW z żądaniem odwołania wypowiedzianych słów pod ich adresem, ale na razie nie mają odpowiedzi.

Dokładnej liczby nie da się wskazać

Obecnie w obozie przebywa ok. 750 nielegalnych migrantów, są to mężczyźni z Iraku, Syrii i krajów Afryki. „Dokładnej liczby chyba nikt nie potrafi wskazać, bo prawie każdego dnia ktoś stąd próbuje uciec” – mówi Baranowicz.

Oni mają telefony, ktoś im przygotowuje dokumenty. Podjeżdżają samochody z niemiecką, francuską rejestracją i odjeżdżają”. Ci, którzy nie potrafią zorganizować ucieczki, czasami po prostu na kilka godzin opuszczają teren „dla rozrywki”.

Według Baranowicza, „sytuacja uchodźców w tym obozie nie jest dobra”. Mówi, że „tam gorzej niż w więzieniu, powstają klany, konflikty”.

Słowa starosty potwierdzają doniesienia litewskich mediów. Portal 15min.lt w oparciu o informacje Czerwonego Krzyża napisał, że w obozie w Rudnikach kształtuje się system kastowy, dochodzi do wykorzystywania seksualnego, a niezamożni migranci są zmuszani do uprawiania prostytucji wśród mężczyzn. Przed kilkoma tygodniami w obozie doszło do zamieszek. Niezadowoleni z warunków życia migranci szturmowali ogrodzenie. Do stłumienia buntu skierowano funkcjonariuszy policji i straży granicznej.

- Policyjne i wojskowe samochody na syrenach pędziły przez wieś. Helikopter wisiał w powietrzu. Stamtąd dochodziły jakieś wrzaski, krzyki. Nie wiedzieliśmy, co robić

 – wspomina Sławińska późny wieczór, kiedy doszło do zamieszek.

Nocne dyżury

W trosce o własne bezpieczeństwo z inicjatywy starosty gminy Biała Waka została powołana grupa bezpiecznego sąsiedztwa. Około 40 osób rotacyjnie każdego wieczoru dyżuruje od godz. 19 do godz. 1 w nocy. Dotychczas ochotnicy pełniący dyżury nie odnotowali większych incydentów, ale – jak wskazuje Sawińska – „od razu poczuliśmy się bezpieczniej”.

Staraniem lokalnych władz osobom starszym, które mieszkają w okolicy obozu, rozdane zostały baloniki z gazem, telefony z wprowadzonym numerem alarmowym 112, rozdano im też gwizdki. Wszystkie okoliczne ulice są oświetlone przez całą noc, zainstalowano kamery.

- Czujemy się już trochę lepiej. Zrozumieliśmy, że migranci uciekają z obozu, ale nie idą przez wieś, tylko polami, lasami i jest to naturalne, bo nie po to tutaj przybyli, by siedzieć za płotem w takich warunkach

 – mówi Sławińska. Dodaje jednak, że „nasze życie się zmieniło i już nigdy nie będzie tak jak dawnej”.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#rudniki #uchodźcy

Michał Kowalczyk